Autor: Staszek Smuga-Otto
Psy – chologia. Czyli coś o psach i nie tylko.
Wakacje, nawet te najpiękniejsze i najsłoneczniejsze, dobiegają już niestety końca. Wrześniowa słoneczna pogoda, przedsionek babiego, czy też raczej indiańskiego lata nastraja refleksyjnie. Nawet, gdy wciąż wygrzewam swe sterane cielsko w promieniach życiodajnej gwiazdy.
Tym razem jednak nie o historii ukochanego Starego Kraju (o tym też będzie, ale nieco później, w następnych wpisach) co to kiedyś pod rządami komuny, nie o bieżącej polityce, a o… zwierzątkach udomowionych, oswojonych. Coś o psychologii. Nie na darmo wszak nauka, co to zgłębić się stara nasze duchowe wnętrzności, od psów swą nazwę wywodzi.
Więc plaża nad Wabamun Lake… odurzający siny smród setek mini-krematoriów smażących hamburgery i kiełbaski hot-dogami zwane. Zewsząd smakowite mlaskanie i siorbanie. A wśród tego zmasowanego plażowego hedonizmu swawolą gromady psów, tych człowieka najbliższych przyjaciół.
Jakiś znudzony grubas w długich obwisłych po kolana portach usiłuje wrzucić jak najdalej do wody kawał kija, by jego „przyjaciel” miał na co polować. Pies wskakuje w wodną toń, aportuje patyk i strząsa z mokrej i cuchnącej sierści wodny prysznic na okolicznych plażowiczów. Przy okazji dziarsko obsypuje ich piachem. Ludziska się cieszą – sami pewnie też tak by chcieli, gdyby tylko… Gdyby nie bali się wodnej zimnej kąpieli, gdyby pływać, choćby „pieskiem” potrafili, gdyby te hektolitry coca coli i dziesiątki hot-dogów w wały nabrzusznego tłuszczu zamienionych, nie przygniatały ich bezlitośnie do piachu.
Pies, gromady psów, spełniają jednak ich marzenia. Harcują, obsypują piachem, obsikują. Jeden drugiemu przyjaźnie nos w tyłek wsadza, z lubością obwąchuje odchody koleżanek i kolegów. Co bardziej „obywatelsko” nastawieni właściciele zbierają z piasku i trawników kupy swych przyjaciół dłońmi owiniętymi plastikowymi torebkami. Inni, ci mniej „obywatelscy”, udają że nie widzą swoich pupili w przykucach i przysiadach.
Wakacyjne, niedzielne słoneczne popołudnie. Pełna szczęścia symbioza człowieka z psem.
Gdy poniosą cię nerwy na swarliwą połowicę, wrzeszczące pędraki że ręce aż swędzą, to dzieciakowi przyłożyć publicznie nie wypada. A psa w d… kopnąć jednak można, za ogon wytargać. Pies tylko wiernie w oczy spojrzy, można by z nim nawet nie wiem co. Zaskomli, ale nie zaprotestuje. W tym jego wzroku pełne poddanie, wierność. Bezwarunkowe uznanie autorytetu nawet najlichszego z nas.
Spróbowalibyście coś takiego z kotem??? Nie radzę.
I pewnie dlatego ta nauka, co to naszą ludzką duszą się para, psy… a nie koto logią się zowie.
Psy – chologia. Czyli coś o psach i nie tylko.
Wakacje, nawet te najpiękniejsze i najsłoneczniejsze, dobiegają już niestety końca. Wrześniowa słoneczna pogoda, przedsionek babiego, czy też raczej indiańskiego lata nastraja refleksyjnie. Nawet, gdy wciąż wygrzewam swe sterane cielsko w promieniach życiodajnej gwiazdy.
Tym razem jednak nie o historii ukochanego Starego Kraju (o tym też będzie, ale nieco później, w następnych wpisach) co to kiedyś pod rządami komuny, nie o bieżącej polityce, a o… zwierzątkach udomowionych, oswojonych. Coś o psychologii. Nie na darmo wszak nauka, co to zgłębić się stara nasze duchowe wnętrzności, od psów swą nazwę wywodzi.
Więc plaża nad Wabamun Lake… odurzający siny smród setek mini-krematoriów smażących hamburgery i kiełbaski hot-dogami zwane. Zewsząd smakowite mlaskanie i siorbanie. A wśród tego zmasowanego plażowego hedonizmu swawolą gromady psów, tych człowieka najbliższych przyjaciół.
Jakiś znudzony grubas w długich obwisłych po kolana portach usiłuje wrzucić jak najdalej do wody kawał kija, by jego „przyjaciel” miał na co polować. Pies wskakuje w wodną toń, aportuje patyk i strząsa z mokrej i cuchnącej sierści wodny prysznic na okolicznych plażowiczów. Przy okazji dziarsko obsypuje ich piachem. Ludziska się cieszą – sami pewnie też tak by chcieli, gdyby tylko… Gdyby nie bali się wodnej zimnej kąpieli, gdyby pływać, choćby „pieskiem” potrafili, gdyby te hektolitry coca coli i dziesiątki hot-dogów w wały nabrzusznego tłuszczu zamienionych, nie przygniatały ich bezlitośnie do piachu.
Pies, gromady psów, spełniają jednak ich marzenia. Harcują, obsypują piachem, obsikują. Jeden drugiemu przyjaźnie nos w tyłek wsadza, z lubością obwąchuje odchody koleżanek i kolegów. Co bardziej „obywatelsko” nastawieni właściciele zbierają z piasku i trawników kupy swych przyjaciół dłońmi owiniętymi plastikowymi torebkami. Inni, ci mniej „obywatelscy”, udają że nie widzą swoich pupili w przykucach i przysiadach.
Wakacyjne, niedzielne słoneczne popołudnie. Pełna szczęścia symbioza człowieka z psem.
Gdy poniosą cię nerwy na swarliwą połowicę, wrzeszczące pędraki że ręce aż swędzą, to dzieciakowi przyłożyć publicznie nie wypada. A psa w d… kopnąć jednak można, za ogon wytargać. Pies tylko wiernie w oczy spojrzy, można by z nim nawet nie wiem co. Zaskomli, ale nie zaprotestuje. W tym jego wzroku pełne poddanie, wierność. Bezwarunkowe uznanie autorytetu nawet najlichszego z nas.
Spróbowalibyście coś takiego z kotem??? Nie radzę.
I pewnie dlatego ta nauka, co to naszą ludzką duszą się para, psy… a nie koto logią się zowie.
Speak Your Mind