Autor: Staszek Smuga-Otto
Choć „wielkości” twórców lub intelektualistów nie mierzy się linijką i ani w metryku ani w imperialu nie określa, to jednak bez większych wahań użyję terminu „największy polski reżyser filmowy” pisząc o Andrzeju Wajdzie. W plejadzie wspaniałości tego gatunku twórców, jakiej nie poskąpił nam dobry los; wśród reżyserów tej klasy co Kawalerowicz („Pociąg”, „Faraon”), Munk („Eroica”, „Zezowate szczęście”), Has („Pożegnania”, „Jak być kochaną”), czy – najbardziej w świecie znany – „skandalista” Polański, filmowe dzieła Wajdy od zawsze błyszczały swą wyjątkowością, nawet w tak wybitnym towarzystwie innych mistrzów tzw. „polskiej szkoły filmowej”. Wspaniałe jako filmy, stanowiły one zarazem jakieś słupy milowe rozwoju świadomości mojego pokolenia. I to nie tylko tej artystycznej. Jego droga była poniekąd i naszą, tyle, że to On kształtował nas i prowadził.
Startował Wajda tuż po wojnie. Jak wielu młodych, kreatywnych, „pryszczatymi” zwanych, nie oparł się i on czarowi nowej ideologii obiecującej jej wyznawcom nowy, wspaniały świat. Wyrazem tego był debiutancki (1954) film Wajdy „Pokolenie” wg. scenariusza Bohdana Czeszki. Komunistyczna ideologia zakłamująca obraz Polski Podziemnej, ale i nowy sposób filmowego wyrazu – zapoczątkował „polską szkołę filmową”. W tym właśnie filmie wystartowali do swych przyszłych sukcesów i sławy znani później aktorzy: Łomnicki, Jantar, Polański (tak, tak, nie tylko znany reżyser, ale i aktor! – ostatnio oglądałem go w „Amadeuszu” reżyserowanym przez Łomnickiego w teatrze na Woli), Skarżanka, Cybulski…
Już w trzy lata później zrealizował Wajda swe następne, o ileż dojrzalsze dzieło . „Kanał” – 1957 – scenariusz Stawińskiego (na motywach jego własnych przeżyć z Powstania). Film nagrodzony został Srebrną Palmą w Cannes ex aequo z „Siódmą pieczęcią” Bergmana – a tragedia Powstania Warszawskiego po raz pierwszy pokazana została światu. A w rok później powstaje następne dzieło: „Popiół i diament” . Scenariusz pisze Jerzy Andrzejewski, autor książki pod tym samym tytułem; a jest on – pod wpływem Wajdy – zasadniczo różny od pierwowzoru powieściowego. W filmie postacią pierwszoplanową staje się Maciek Chełmicki – akowiec, powstaniec. To tragizm sytuacji Maćka i jego pokolenia jest głównym motywem filmu. Postać Maćka staje się symbolem naszego pokolenia powojennego, a scena przy bufecie, gdy w kieliszkach – zniczach płonie spirytus za padłych w walce współtowarzyszy, przeszła do legendy. Wiele potem filmów otrzymywało przydomek „kultowy”. Ale na pewno takim pierwszym i najprawdziwszym „kultowym” był właśnie „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy.
Potem, przez lat kilkadziesiąt stworzył Wajda wiele doskonałych filmów o różnych, najczęściej historycznych, tematykach. Ale nie tylko, bo powstały w tym czasie i filmy głęboko w rzeczywistość zaangażowane, jak „Człowiek z marmuru” czy „Człowiek z żelaza” – szturmujące naszą niedawną pamięć i sumienia.
I wreszcie powstał „Katyń”. Choć żadną nie nagrodzony Palmą, nie zdobył też Oscara (był nominowany), to osiagnął więcej. Dzięki niezwykłej popularności przywrócił światu pamięć tej sowieckiej zbrodni. Nie tylko światu… także i Rosji, gdzie – choć z oporami – ale jednak film pokazano. Za to w Chinach, dbających o czystość ideologiczną „prawdziwej” historii, oficjalnie zabroniono jego projekcji. Tam Wajda jest „persona non grata”.
Rok temu, gdy społeczeństwo polskie pogrążyło się w żałobie po ofiarach katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, a niektórzy cyniczni gracze postanowili wykorzystać nastrój chwili dla celów politycznych, ten sam Wajda napisał list otwarty, przestrzegając przed oportunistycznym pomysłem wawelskiego pochówku prezydenckiej pary i takiej decyzji fatalnymi społecznymi skutkami. Jego publiczne wystąpienie – poparte też publicznie przez wielu, a i przez piszącego te słowa – spotkało się z lawiną jadu i oszczerstw i… nie zostało uwzględnione ani przez polityków, ani przez krakowskiego hierarchę kościelnego – kustosza wawelskiej katedry. Co było potem… wiemy.
Tak więc, w sprawie swego stosunku do Andrzeja Wajdy polska kato-prawica i chińska post-stalinowska lewica podały sobie ręce. A co je obie łączy, choć tak niby ideologicznie od siebie odległe? Może strach przed prawdą prosto w oczy?… Tą bez cudzysłowu.
Kilka tygodni temu Andrzej Wajda obchodził swe 85te urodziny. Prezydent Rzeczpospolitej – przy ponurym milczeniu środowisk narodowo – katolickich, przypiął jubilatowi Orła Białego do klapy marynarki. A redaktor Polityki przeprowadził z nim dłuższy wywiad. Bardzo ciekawy, wielowątkowy – polecam jego lekturę.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/rozmowyzakowskiego/1513720,3,wywiad-andrzej-wajda-dla-polityki.read#ixzz1HuoGOWUl
Fragment tej rozmowy z reżyserem skopiowałem i zamieszczam poniżej:
(Wywiad red. Jacka Żakowskiego z Andrzejem Wajdą dla “Polityki” (7 marca 2011)
„Osiem i pół (dekady)”
Wajda: „…Wie pan, jaki film bym teraz nakręcił, gdybym nie kręcił filmu o Wałęsie?
JŻ: Jaki?
Wajda: „Zemsta krzyża”. Bo kluczem do polskiej sytuacji wydaje mi się Kościół. Jego rola w Polsce. Uporczywe próby odcięcia nas od świata. Zamknięcia w tej katolicko-narodowej klatce. Żebyśmy się tylko, broń Boże, nie zsekularyzowali i nie przestali chodzić do kościoła. A Zachód, modernizacja, dobrobyt – to sekularyzacja. Kościół się tego boi. Więc hamuje, jak może. Za wszelką cenę odgradza nas od świata. Jeżeli to się uda, żadne pomysły Boniego, Balcerowicza ani nawet Tuska już nam nie pomogą.
JŻ: Chciałbym pana przy okazji jubileuszu pocieszyć. Najgorsze chyba mamy za sobą. Bo najgorzej było, kiedy nikt o tym przez dwie dekady nie mówił.
Wajda: Zgoda. Pod tym względem trzy lata Platformy przyniosły zasadniczy przełom. Rzeczywiście, teraz się mówi nieporównanie więcej. Debata jest otwarta dużo szerzej. Dostaliśmy nową porcję wolności. Nie tylko o Balcerowiczu i OFE można dziś dyskutować. Także Kościoła, a nawet Jana Pawła II, nie trzeba już tylko czcić i podziwiać. Pod tym względem zbliżyliśmy się do Zachodu. Tylko na razie średnio to znosimy. Ale wszyscy musimy się tej nowej wolności nauczyć.
JŻ: Nauczymy się czy cofniemy?
Wajda: Nasza w tym głowa, żebyśmy się nie cofnęli. Trochę poboli, a potem przestanie. A jak przestanie boleć, to będzie znaczyło, że zrobiliśmy ważny krok do przodu. Ale samo się to nie stanie. To zależy od nas.
JŻ: Czyli znowu kłopot.
Wajda: Jaki kłopot? To jest najlepsza możliwa wiadomość. Przez większość z tych ośmiu i pół dekady to było moje największe marzenie. Żeby robić coś, co ode mnie zależy. I się doczekałem….”.
Tak więc dowiedzieliśmy się, że reżyser nie przeszedł na emeryturę lecz tworzy dalej. Że następny film będzie o Lechu Wałęsie. Tym Lechu niszczonym, poniewieranym i hańbionym przez współziomków w imię „prawdy historycznej”. Ale i uwielbianym. Tyle, że niekoniecznie w Polsce i nie przez „prawdziwych” Polaków (w którymś z przyszłych mini-felietoników opowiem Wam, jak czczą go Indianie).
Mistrzu! Stworzyłeś w swym życiu wiele wspaniałych dzieł. Zawsze filmy Twe dotyczyły nas, naszej historii, naszej rzeczywistości. Nawet, jeśli w historycznych kostiumach.
Stworzyłeś też jakoś i nas. Nas z naszą niezgodą na rzeczywistość zastaną, narzuconą.
Były „Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „Katyń”… Teraz ten film o Lechu.
Życzę Ci Drogi Jubilacie, by nie był to Twój film ostatni. By starczyło Ci sił i energii na stworzenie „Zemsty krzyża” – obrachunku z nami samymi wtedy i teraz. Przecież , jak sam mówisz, „się doczekałeś”.
Wierzę, że Ty potrafisz!Choć „wielkości” twórców lub intelektualistów nie mierzy się linijką i ani w metryku ani w imperialu nie określa, to jednak bez większych wahań użyję terminu „największy polski reżyser filmowy” pisząc o Andrzeju Wajdzie. W plejadzie wspaniałości tego gatunku twórców, jakiej nie poskąpił nam dobry los; wśród reżyserów tej klasy co Kawalerowicz („Pociąg”, „Faraon”), Munk („Eroica”, „Zezowate szczęście”), Has („Pożegnania”, „Jak być kochaną”), czy – najbardziej w świecie znany – „skandalista” Polański, filmowe dzieła Wajdy od zawsze błyszczały swą wyjątkowością, nawet w tak wybitnym towarzystwie innych mistrzów tzw. „polskiej szkoły filmowej”. Wspaniałe jako filmy, stanowiły one zarazem jakieś słupy milowe rozwoju świadomości mojego pokolenia. I to nie tylko tej artystycznej. Jego droga była poniekąd i naszą, tyle, że to On kształtował nas i prowadził.
Startował Wajda tuż po wojnie. Jak wielu młodych, kreatywnych, „pryszczatymi” zwanych, nie oparł się i on czarowi nowej ideologii obiecującej jej wyznawcom nowy, wspaniały świat. Wyrazem tego był debiutancki (1954) film Wajdy „Pokolenie” wg. scenariusza Bohdana Czeszki. Komunistyczna ideologia zakłamująca obraz Polski Podziemnej, ale i nowy sposób filmowego wyrazu – zapoczątkował „polską szkołę filmową”. W tym właśnie filmie wystartowali do swych przyszłych sukcesów i sławy znani później aktorzy: Łomnicki, Jantar, Polański (tak, tak, nie tylko znany reżyser, ale i aktor! – ostatnio oglądałem go w „Amadeuszu” reżyserowanym przez Łomnickiego w teatrze na Woli), Skarżanka, Cybulski…
Już w trzy lata później zrealizował Wajda swe następne, o ileż dojrzalsze dzieło . „Kanał” – 1957 – scenariusz Stawińskiego (na motywach jego własnych przeżyć z Powstania). Film nagrodzony został Srebrną Palmą w Cannes ex aequo z „Siódmą pieczęcią” Bergmana – a tragedia Powstania Warszawskiego po raz pierwszy pokazana została światu. A w rok później powstaje następne dzieło: „Popiół i diament” . Scenariusz pisze Jerzy Andrzejewski, autor książki pod tym samym tytułem; a jest on – pod wpływem Wajdy – zasadniczo różny od pierwowzoru powieściowego. W filmie postacią pierwszoplanową staje się Maciek Chełmicki – akowiec, powstaniec. To tragizm sytuacji Maćka i jego pokolenia jest głównym motywem filmu. Postać Maćka staje się symbolem naszego pokolenia powojennego, a scena przy bufecie, gdy w kieliszkach – zniczach płonie spirytus za padłych w walce współtowarzyszy, przeszła do legendy. Wiele potem filmów otrzymywało przydomek „kultowy”. Ale na pewno takim pierwszym i najprawdziwszym „kultowym” był właśnie „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy.
Potem, przez lat kilkadziesiąt stworzył Wajda wiele doskonałych filmów o różnych, najczęściej historycznych, tematykach. Ale nie tylko, bo powstały w tym czasie i filmy głęboko w rzeczywistość zaangażowane, jak „Człowiek z marmuru” czy „Człowiek z żelaza” – szturmujące naszą niedawną pamięć i sumienia.
I wreszcie powstał „Katyń”. Choć żadną nie nagrodzony Palmą, nie zdobył też Oscara (był nominowany), to osiagnął więcej. Dzięki niezwykłej popularności przywrócił światu pamięć tej sowieckiej zbrodni. Nie tylko światu… także i Rosji, gdzie – choć z oporami – ale jednak film pokazano. Za to w Chinach, dbających o czystość ideologiczną „prawdziwej” historii, oficjalnie zabroniono jego projekcji. Tam Wajda jest „persona non grata”.
Rok temu, gdy społeczeństwo polskie pogrążyło się w żałobie po ofiarach katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, a niektórzy cyniczni gracze postanowili wykorzystać nastrój chwili dla celów politycznych, ten sam Wajda napisał list otwarty, przestrzegając przed oportunistycznym pomysłem wawelskiego pochówku prezydenckiej pary i takiej decyzji fatalnymi społecznymi skutkami. Jego publiczne wystąpienie – poparte też publicznie przez wielu, a i przez piszącego te słowa – spotkało się z lawiną jadu i oszczerstw i… nie zostało uwzględnione ani przez polityków, ani przez krakowskiego hierarchę kościelnego – kustosza wawelskiej katedry. Co było potem… wiemy.
Tak więc, w sprawie swego stosunku do Andrzeja Wajdy polska kato-prawica i chińska post-stalinowska lewica podały sobie ręce. A co je obie łączy, choć tak niby ideologicznie od siebie odległe? Może strach przed prawdą prosto w oczy?… Tą bez cudzysłowu.
Kilka tygodni temu Andrzej Wajda obchodził swe 85te urodziny. Prezydent Rzeczpospolitej – przy ponurym milczeniu środowisk narodowo – katolickich, przypiął jubilatowi Orła Białego do klapy marynarki. A redaktor Polityki przeprowadził z nim dłuższy wywiad. Bardzo ciekawy, wielowątkowy – polecam jego lekturę.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/rozmowyzakowskiego/1513720,3,wywiad-andrzej-wajda-dla-polityki.read#ixzz1HuoGOWUl
Fragment tej rozmowy z reżyserem skopiowałem i zamieszczam poniżej:
(Wywiad red. Jacka Żakowskiego z Andrzejem Wajdą dla “Polityki” (7 marca 2011)
„Osiem i pół (dekady)”
Wajda: „…Wie pan, jaki film bym teraz nakręcił, gdybym nie kręcił filmu o Wałęsie?
JŻ: Jaki?
Wajda: „Zemsta krzyża”. Bo kluczem do polskiej sytuacji wydaje mi się Kościół. Jego rola w Polsce. Uporczywe próby odcięcia nas od świata. Zamknięcia w tej katolicko-narodowej klatce. Żebyśmy się tylko, broń Boże, nie zsekularyzowali i nie przestali chodzić do kościoła. A Zachód, modernizacja, dobrobyt – to sekularyzacja. Kościół się tego boi. Więc hamuje, jak może. Za wszelką cenę odgradza nas od świata. Jeżeli to się uda, żadne pomysły Boniego, Balcerowicza ani nawet Tuska już nam nie pomogą.
JŻ: Chciałbym pana przy okazji jubileuszu pocieszyć. Najgorsze chyba mamy za sobą. Bo najgorzej było, kiedy nikt o tym przez dwie dekady nie mówił.
Wajda: Zgoda. Pod tym względem trzy lata Platformy przyniosły zasadniczy przełom. Rzeczywiście, teraz się mówi nieporównanie więcej. Debata jest otwarta dużo szerzej. Dostaliśmy nową porcję wolności. Nie tylko o Balcerowiczu i OFE można dziś dyskutować. Także Kościoła, a nawet Jana Pawła II, nie trzeba już tylko czcić i podziwiać. Pod tym względem zbliżyliśmy się do Zachodu. Tylko na razie średnio to znosimy. Ale wszyscy musimy się tej nowej wolności nauczyć.
JŻ: Nauczymy się czy cofniemy?
Wajda: Nasza w tym głowa, żebyśmy się nie cofnęli. Trochę poboli, a potem przestanie. A jak przestanie boleć, to będzie znaczyło, że zrobiliśmy ważny krok do przodu. Ale samo się to nie stanie. To zależy od nas.
JŻ: Czyli znowu kłopot.
Wajda: Jaki kłopot? To jest najlepsza możliwa wiadomość. Przez większość z tych ośmiu i pół dekady to było moje największe marzenie. Żeby robić coś, co ode mnie zależy. I się doczekałem….”.
Tak więc dowiedzieliśmy się, że reżyser nie przeszedł na emeryturę lecz tworzy dalej. Że następny film będzie o Lechu Wałęsie. Tym Lechu niszczonym, poniewieranym i hańbionym przez współziomków w imię „prawdy historycznej”. Ale i uwielbianym. Tyle, że niekoniecznie w Polsce i nie przez „prawdziwych” Polaków (w którymś z przyszłych mini-felietoników opowiem Wam, jak czczą go Indianie).
Mistrzu! Stworzyłeś w swym życiu wiele wspaniałych dzieł. Zawsze filmy Twe dotyczyły nas, naszej historii, naszej rzeczywistości. Nawet, jeśli w historycznych kostiumach.
Stworzyłeś też jakoś i nas. Nas z naszą niezgodą na rzeczywistość zastaną, narzuconą.
Były „Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „Katyń”… Teraz ten film o Lechu.
Życzę Ci Drogi Jubilacie, by nie był to Twój film ostatni. By starczyło Ci sił i energii na stworzenie „Zemsty krzyża” – obrachunku z nami samymi wtedy i teraz. Przecież , jak sam mówisz, „się doczekałeś”.
Wierzę, że Ty potrafisz!
Speak Your Mind