“Inna małpa”

Autor: Staszek Smuga-Otto

Spotykając się towarzysko przy różnych okazjach i w różnych personalnych kompozycjach gwarzymy zwykle przyjaźnie i pogodnie o dyrdymałach. Kto i jakie sobie nowe auto zafundował, kto i w którym „all inclusive” spędził ostatni urlop, coś o egzotycznych przysmakach, czasami wymienimy się środowiskowymi ploteczkami. Ciepło, miło, przyjaźnie. Aż do chwili gdy – na szczęście nie zdarza się to zbyt często – ktoś niechcący napomknie o wydarzeniach politycznych i wystęka wstydliwie własną opinię. Wtedy, nagle, cienka różowa powłoczka zgody i sympatii pęka i buzować poczynają emocje. I nagle okazuje sie, że towarzystwo jest podzielone na różne, o bardzo różniących się poglądach, obozy. A jakakolwiek racjonalna dyskusja jest niemożliwa, bo argumenty nie trafiają, nie są przyjmowane przez żadną ze stron.
Niby mówimy tym samym językiem, niby znamy te same fakty… a jednak.
Żartobliwe powiedzonko tłumaczy ten fenomen prosto: wszak „jesteśmy od innej małpy”. I nawet sobie nie zdajemy sprawy, ile w tym powiedzonku słuszności. Kiedy jednak, i na jakim etapie ewolucji społecznej drogi „dwóch małp” się rozeszły?
Kilkadziesiąt lat już temu polski historyk, Bohdan Cywiński zajął się tym tematem i opublikował w Szwajcar ii pracę zatytułowaną: „Rodowody niepokornych”. Od tego czasu książka doczekała się kilku wydań i stała się „latarnią morską” rodzącej się w Polsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku opozycji demokratcznej. Była ona też i przewodnikiem, „poradnikiem” odradzających się struktur życia politycznego w III Rzeczypospolitej lat dziewięćdziesiątch. Pomimo swego sędziwego wieku 44-ch lat, do dziś nic nie straciła ze swej atrakcyjności i aktualności. A co z tymi „różnymi małpami”?
Dawno już temu, bo dwadzieścia lat po upadku Powstania Styczniowego, krystalizować poczęły się w wykształconych warstwach polskiego społeczeństwa w zaborze rosyjskim, czyli w tzw. Kongresówce, różne pozostające we wzajemnym konflikcie, orientacje polityczne. Głównie, jak identyfikuje i nazywa je Bohdan Cywiński: „radykalnych inteligentów” i „Polaków katolików”. Oddajmy jednak głos autorowi książki:
„…Mamy tu do czynienia z różnicą znacznie głębszą, bardziej generalną, obejmującą całą wizję rzeczywistośći, wizję historii, jej mechanizmów i praw. Rozpościera się ona na całą mentalność, wyraża się w odmienności horyzontów myślowych, nadaje całkowicie różne kształty hierarchii celów społecznych i hierarchii wartości etycznych. Konflikt między radykalnym inteligentem a Polakiem – katolikiem chciałoby się widzieć w wymiarach różnicy światopoglądowej, w wymiarach przyjęcia i odrzucenia katolicyzmu na pewnym etapie rozwoju myśli filozoficznej i kultury. Łatwo byłoby także sprowadzać go do odmienności poglądów na sposób rozwiązania konfliktów socjalnych tamtej epoki. W obu tych przypadkach mielibyśmy wtedy do czynienia z prostym i w perspektywie historycznej krótkotrwałym zjawiskiem ideologicznym o charakterze sytuacyjnego przesilenia. Dziecinnie proste wydałyby się wtedy recepty na przełamanie tego kryzysu, łatwy byłby pluralizm, dialog i inne uśmierzające spór remedia. Po stu blisko latach, jakie minęły od tamtych czasów, moglibyśmy spoglądać na opisane tutaj sprawy jak na zagadnienia całkowiciepogrzebane przez późniejsze społeczne doświadcznia, jakie stały się udziałem naszego narodu. Rzeczywistość była jednak znacznie bardziej skomplikowana. I to już wtedy. Badany przez nas konflikt okazał się wynikiem przeciwnie ukierunkowanych mentalności, nie tylko odmiennych, ale we wzajemnej wrogości wychowanych dwóch niemal niezależnych od siebie formacji myślowych, ideowych, moralnych….. W płaszczyźnie ideologii dramat ten stał się już historią. Jednak różnica mentalności i formacji ideowo-moralnych żłobi w społeczeństwie bruzdy nie tylko najgłębsze, ale i najtrwalsze. Tak trwałe, że widoczne i w epoce, w której obie strony dawnego konfliktu przeszły długą i znamienną ewolucję, a istotne granice ideowe przebiegają zupełnie inaczej. Przekroczenie dawnej bruzdy nie jest łatwe…”.
Od napisania tych słów minęły następne 44 lata. Bruzdy nie zostały ani zasypane, ani przekroczone. Świadczyć o tym mogą dobitnie wydarzenia polityczne ostatniego dwudziestolecia w odrodzonej Rzeczypospolitej. Świadczyć może i opisane na wstępie zjawisko niemożności porozumienia się między nami, od „różnych małp” pochodzącymi, drogą wymiany poglądów i racjonalnej argumentacji. Autor jednakże żywi chyba nadzieję, że pomimo, iż „nie jest łatwe”, to jednak możliwe. Wymaga to tylko od obu stron, jak dalej pisze: ”krytycznej i uczciwej rewizji własnego rodowodu ideowego, własnej mentalności i wrośniętego w nią kodeksu moralności społecznej”.
A od siebie dodałbym: „i dobrej woli, i ….cierpliwości”.
Tym z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z pracą Cywińskiego, polecam gorąco. Wzmiankowany przeze mnie wątek jest w niej tylko jednym z wielu, bardzo wielu naprawdę fascynujących i odkrywczych. Książka się nie zestarzała i pozostaje wciąż niezwykle aktualna.

Spotykając się towarzysko przy różnych okazjach i w różnych personalnych kompozycjach gwarzymy zwykle przyjaźnie i pogodnie o dyrdymałach. Kto i jakie sobie nowe auto zafundował, kto i w którym „all inclusive” spędził ostatni urlop, coś o egzotycznych przysmakach, czasami wymienimy się środowiskowymi ploteczkami. Ciepło, miło, przyjaźnie. Aż do chwili gdy – na szczęście nie zdarza się to zbyt często – ktoś niechcący napomknie o wydarzeniach politycznych i wystęka wstydliwie własną opinię. Wtedy, nagle, cienka różowa powłoczka zgody i sympatii pęka i buzować poczynają emocje. I nagle okazuje sie, że towarzystwo jest podzielone na różne, o bardzo różniących się poglądach, obozy. A jakakolwiek racjonalna dyskusja jest niemożliwa, bo argumenty nie trafiają, nie są przyjmowane przez żadną ze stron.
Niby mówimy tym samym językiem, niby znamy te same fakty… a jednak.
Żartobliwe powiedzonko tłumaczy ten fenomen prosto: wszak „jesteśmy od innej małpy”. I nawet sobie nie zdajemy sprawy, ile w tym powiedzonku słuszności. Kiedy jednak, i na jakim etapie ewolucji społecznej drogi „dwóch małp” się rozeszły?
Kilkadziesiąt lat już temu polski historyk, Bohdan Cywiński zajął się tym tematem i opublikował w Szwajcar ii pracę zatytułowaną: „Rodowody niepokornych”. Od tego czasu książka doczekała się kilku wydań i stała się „latarnią morską” rodzącej się w Polsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku opozycji demokratcznej. Była ona też i przewodnikiem, „poradnikiem” odradzających się struktur życia politycznego w III Rzeczypospolitej lat dziewięćdziesiątch. Pomimo swego sędziwego wieku 44-ch lat, do dziś nic nie straciła ze swej atrakcyjności i aktualności. A co z tymi „różnymi małpami”?
Dawno już temu, bo dwadzieścia lat po upadku Powstania Styczniowego, krystalizować poczęły się w wykształconych warstwach polskiego społeczeństwa w zaborze rosyjskim, czyli w tzw. Kongresówce, różne pozostające we wzajemnym konflikcie, orientacje polityczne. Głównie, jak identyfikuje i nazywa je Bohdan Cywiński: „radykalnych inteligentów” i „Polaków katolików”. Oddajmy jednak głos autorowi książki:
„…Mamy tu do czynienia z różnicą znacznie głębszą, bardziej generalną, obejmującą całą wizję rzeczywistośći, wizję historii, jej mechanizmów i praw. Rozpościera się ona na całą mentalność, wyraża się w odmienności horyzontów myślowych, nadaje całkowicie różne kształty hierarchii celów społecznych i hierarchii wartości etycznych. Konflikt między radykalnym inteligentem a Polakiem – katolikiem chciałoby się widzieć w wymiarach różnicy światopoglądowej, w wymiarach przyjęcia i odrzucenia katolicyzmu na pewnym etapie rozwoju myśli filozoficznej i kultury. Łatwo byłoby także sprowadzać go do odmienności poglądów na sposób rozwiązania konfliktów socjalnych tamtej epoki. W obu tych przypadkach mielibyśmy wtedy do czynienia z prostym i w perspektywie historycznej krótkotrwałym zjawiskiem ideologicznym o charakterze sytuacyjnego przesilenia. Dziecinnie proste wydałyby się wtedy recepty na przełamanie tego kryzysu, łatwy byłby pluralizm, dialog i inne uśmierzające spór remedia. Po stu blisko latach, jakie minęły od tamtych czasów, moglibyśmy spoglądać na opisane tutaj sprawy jak na zagadnienia całkowiciepogrzebane przez późniejsze społeczne doświadcznia, jakie stały się udziałem naszego narodu. Rzeczywistość była jednak znacznie bardziej skomplikowana. I to już wtedy. Badany przez nas konflikt okazał się wynikiem przeciwnie ukierunkowanych mentalności, nie tylko odmiennych, ale we wzajemnej wrogości wychowanych dwóch niemal niezależnych od siebie formacji myślowych, ideowych, moralnych….. W płaszczyźnie ideologii dramat ten stał się już historią. Jednak różnica mentalności i formacji ideowo-moralnych żłobi w społeczeństwie bruzdy nie tylko najgłębsze, ale i najtrwalsze. Tak trwałe, że widoczne i w epoce, w której obie strony dawnego konfliktu przeszły długą i znamienną ewolucję, a istotne granice ideowe przebiegają zupełnie inaczej. Przekroczenie dawnej bruzdy nie jest łatwe…”.
Od napisania tych słów minęły następne 44 lata. Bruzdy nie zostały ani zasypane, ani przekroczone. Świadczyć o tym mogą dobitnie wydarzenia polityczne ostatniego dwudziestolecia w odrodzonej Rzeczypospolitej. Świadczyć może i opisane na wstępie zjawisko niemożności porozumienia się między nami, od „różnych małp” pochodzącymi, drogą wymiany poglądów i racjonalnej argumentacji. Autor jednakże żywi chyba nadzieję, że pomimo, iż „nie jest łatwe”, to jednak możliwe. Wymaga to tylko od obu stron, jak dalej pisze: ”krytycznej i uczciwej rewizji własnego rodowodu ideowego, własnej mentalności i wrośniętego w nią kodeksu moralności społecznej”.
A od siebie dodałbym: „i dobrej woli, i ….cierpliwości”.
Tym z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z pracą Cywińskiego, polecam gorąco. Wzmiankowany przeze mnie wątek jest w niej tylko jednym z wielu, bardzo wielu naprawdę fascynujących i odkrywczych. Książka się nie zestarzała i pozostaje wciąż niezwykle aktualna.

Comments

  1. Szanowny Panie Redaktorze;
    Niewatpliwie pamietamy dobrze wszyscy te slynne “nocne Polakow rozmowy”, kiedy do bialego rana dyskutowalo sie o polityce i historii najnowszej.
    Poniewaz zyjemy w Kanadzie, wielu z nas przyswoilo sobie dewize, ze o seksie i polityce nie wolno rozmawiac. W takim razie warto postawic pytania: Skoro nie o seksie i polityce, to po co sobie w ogole zawracac glowe? Po co otwierac usta? Po co sobie strzepic jezyk? Po co spotykac sie ze znajomymi?
    Tematy rozmow dzielimy na ciekawe i nudne. Do ciekawych zaliczamy bez watpienia wspomniane powyzej seks i polityke.A to, czy lepiej spedzic urlop w Meksyku, czy na Jamajce nalezy raczej do spraw przyziemnych. Tego typu informacje znalezc mozna w kazdym magazynie turystycznym i na kazdej stronie internetowej.

  2. Do tej krótkiej listy wymienionych przez Ciebie, Wielceszanowny Mike’u, tematów “zakazanych” należałoby jeszcze dodać jeden: o Bogu, wierze i religii.
    Więc, jak słusznie zauważasz, po co strzępić język, po co wogóle się spotykać???
    Pytanie to czysto retoryczne.
    A jednak, by można było ciekawie, a więc czasami i mocno kontrowersyjnie sobie pogwarzyć na “zakazane” tematy, warunkiem koniecznym (lecz nie zawsze wystarczającym) jest posiadanie otwartego na krytykę umysłu.
    I tu, wspomniana przeze mnie za Cywińskim w felietoniku “bruzda mentalnościowa” może okazać się czasami nie do przeskoczenia.

  3. Dopisze kilka slow o wspolczesnym obozie katolicko-patriotycznym. Otoz zaledie przed tygodniem wrocilem z Polski. Zupelnie przypadkowo poznane osoby, chociazby w pociagu, czesto zaczynaja rozmowe od wstepnej kwalifikacji “nie wiem, czy jest Pan prawdziwym Polakiem, tak jak ja, ale…” po czym wyglaszaja tezy wziete wprost z Gazety Polskiej i radiostacji typu Radio Maryja.

    Nie bede wkladal kija w mrowisko i nie bede twierdzil, ze wsrod tych zagorzalych zwolennikow ksiedza Rydzyka, teorii konspiracji i zamachu smolenskiego nie widze w ogole… no wlasnie, katolikow.

    Moze jest to szokujace wyznanie, ale przypomne tylko slowa Pana Jezusa udzielajacego odpowiedzi na pytanie, ktore przykazanie jest najwazniejsze, odpowiedzial “Bedziesz milowal blizniego swego, jak siebie samego”.

    Wedlug tej definicji czlowieka wierzacego, nalezy sobie zadac pytanie, czy dzisiejszy oboz, ktory sam siebie nazywa patriotyczno-katolickim i ktory zyje nienawiscia i wrogoscia do wszystkich tych, ktorzy maja inne zdanie, reprezentuje cechy katolika, czy wrecz odwrotnie.

Speak Your Mind

*

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.