Życzenia

Autor: Staszek Smuga-Otto

Życzenia.

W nawale ekscytujących doniesień z wyników polowania na “the most wanted” terrorystę stulecia, brawurowej i z zegarmistrzowską precyzją przeprowadzonej przez komandosów amerykańskich w Pakistanie akcji odstrzału tegoż; jego podłej i tchórzliwej reakcji zasłaniania się przed kulami komandosów własną żoną, jako „żywą tarczą” – prawie zupełnie umknęłoby nam inne istotne zdarzenie – wybory parlamentarne w naszym kraju. Na szczęście jednak wielu z nas pamiętało i jakoś tak około 60 ciu procent zagłosowało.

Poniedziałkowy wieczór spędziłem, wbrew mej odwiecznej niechęci do TV, przylepiony do ekranu telewizora. Od pierwszych, niepewnych i chwiejnych notowań, gdy to konserwatyści już się nieco wysforowali do przodu, a w peletonie, prawie łeb w łeb pedałowali nowi demokraci i liberałowie. Z minuty na minutę cyferki notowań zmieniały się, liberałowie stali w miejscu, a nowi demokraci gwałtownie przyspieszali. Torysi Harpera pedałowali równo i szybko. Po paru godzinach doszli wreszcie do mety. Wyniki wszyscy znamy.

Zwycięstwo wyborcze Torysów nie zaskoczyło chyba nikogo. Tego spodziewaliśmy się, choć wielu z nas zaskoczył jego wymiar. Cała reszta – to jednak wielka niespodzianka. Nowi Demokraci pokazali w tych wyborach polityczną klasę. Osiągnęli więcej, niż można się było spodziewać. Ich 106 miejsc w parlamencie, to wielki sukces plasujący ich jako niekwestionowaną opozycję. Zdyskwalifikowanie Liberałów, to też spore osiągnięcie. Ale, według mnie największym ich poniedziałkowym sukcesem jest zdobycie szturmem Quebecu i „dorżnięcie watah” separatystów. Klęska Bloku jest niewyobrażalna.

Końcowy fragment telewizyjnej transmisji okazał się być jednak najciekawszym. To wtedy, gdy wyniki były już prawie pewne, dziennikarze z kamerami odwiedzili siedziby głównych sztabów wyborczych partii.

The Bloc Quebecois – ponure twarze działaczy partyjnych i liderów, nie potrafiących, lub nie starających się ukryć uczuć wściekłości i zawodu. Agresja w ruchach, żółć w słowach przemówienia Gilles’a Duceppe. Koniec spektaklu!

Liberałowie – smutek i smętek. Do przywódcy, szlachetnie prezentującego się profesora Harvardu Michael’a Ignatieff chyba niezbyt jeszcze dotarły rozmiary klęski, a już na pewno nie jej zasadnicze przyczyny. Dziękował za trudy sztabów wyborczych, a klęskę brał wspaniałomyślnie na swe barki. Powieki mu opadały, wręcz jakby zasypiał przed kamerą. Czy jednak rzeczywiście to on i tylko on zawinił? Pewnie popełnił kardynalny błąd 25go marca, gdy opozycja zgłaszała votum nieufności do rzadu Harpera, nie zauważając „dołka” popularności, w jakim znalazła się jego partia. Ale ta niepopularność to jednak sprawa poważniejsza.

Nowi Demokraci – szał radości, entuzjazm i euforia. Lider – Jack Layton, aż tańczył i piał z zachwytu. A miał się, rzeczywiście czym zachwycać. Nigdy jeszcze NDP nie osiągnęła tak wspaniałego sukcesu wyborczego. Sami, bez „pomocy” jakichkolwiek koalicjantów będą mogli teraz, przez następne 4 lata grać rolę i pełnić obowiązki oficjalnej opozycji w parlamencie. Szkoda, że w jego przemówieniu – najdłuższym ze wszystkich innych tego wieczoru – tak mało znalazło się konkretów. Zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy, że już wygrał, już agitka skończona.

I wreszcie lider Torysów, Stephen Harper. Wielki wygrany. 167 mandatów to o 12 więcej, niż wymagane minimum do stworzenia rządu większościowego. Radość na twarzy, ale jednak nie euforia. Po standardowych podziękowaniach przeszedł do podstawowych konkretów. Zwięźle, niezbyt rozwlekle. Dzisiaj – cieszmy się i świętujmy. Jutro… zawinąć rękawy i do pracy!

Jak bardzo różne zaprezentowały się tego późnego poniedziałkowego wieczoru sylwetki liderów głównych kanadyjskich partii politycznych.

A teraz moje, zapowiedziane w tytule, życzenia dla nich:

Harperowi – by konsekwentnie realizował zapowiedziany program, ustrzegł się euforii zwycięstwa i nie zapomniał, że sytuacja „większościowa” na pewno niezwykle ułatwia rządzenie i administrowanie państwaem, ale jednocześnie prowadzić może prostą drogą do wzrostu arogancji. Że wzrasta też poczucie bezkarności w szeregach partyjnych bonzów, tworzą się układy nieformalne – a stąd już krok jeden do korupcyjnych afer. A to zwiastuje koniec. Patrzeć więc bacznie na ręce swych polityków i administratorów i nie stosować żadnej taryfy ulgowej.

Ignatieffowi – miłej i spokojnej harvardzkiej emerytury. Niech sobie znów odetchnie powietrzem campusu i wreszcie odpocznie. A jego następcy w partii (bo następnego ranka, po przespaniu się, Ignatieff zgłosił chęć rezygnacji) – przemyśleć dokładnie i dogłębnie przyczyny klęski wyborczej.  Uzmysłowić sobie to, przed czym (wyżej) przestrzegam Harpera, a co wydarzyło się kilka lat temu Liberałom Jean Chretien’a. Mają to i w swojej historii Torysi, gdy ich prawie że wyeliminowano w latach 90ych z kanadyjskiej politycznej sceny. Potrzebowali aż kilkunastu lat i gruntownej przebudowy kadrowej – by na scenę powrócić. Drodzy Liberałowie – uderzcie się w piersi i wyciągnijcie z klęski wnioski. Kanada potrzebuje silnej i uczciwej (sic!) partii centrowej, przydacie się jeszcze.

Layton’owi – spokoju i powagi. Rola oficjalnej parlamentarnej opozycji jest dla państwa niezwykle ważna i potrzebna. Sytuacja, gdy można sobie pozwolić na ostrą, bezkompromisową (bo bez konieczności podlizywania się jakimkolwiek koalicjantom) krytykę projektów i posunięć partii większościowej, jest wyśmienita. Stwarza szansę, by konstruktywną krytyką pomóc rządzącym i jednocześnie pokazać się nam wszystkim, społeczeństwu jako siła odpowiedzialna, pozytywna. A to może zaowocować za cztery już lata.

Gilles’owi Duceppe i jego Bloc Quebecois – by zrozumieli, że separatyzm nie jest w niczyim, może jedynie poza wąską grupą partyjnych działaczy, interesie. Że zrozumiała to wreszcie większość ich byłych wyborców i dlatego wymiotła ich z federalnej sceny. Że piękny język, kulturę francuską powinno się szanować, cenić i pielęgnować, a nie używać cynicznie do wygrywania własnych interesów, rozbudzając szowinizm i głosząc separatyzm. Wątpię jednak, by ci panowie – widziałem ich miny i zachowanie – gotowi byli na tak zasadniczą zmianę kursu. W takim razie życzę im, by nigdy już nie zaistnieli, jako partia federalna.

Już lepiej, by tą czwartą partią byli… Zieloni.

Comments

  1. mike3ski says

    Szkoda ze malo kto w Kanadzie zna historie.
    Bo, jak mowi stare przyslowie, historia lubi sie powtarzac.
    Patrzac na Laytona widze Lenina (tez na L i nawet z wygladu podobny). Nikt z nas nie slyszal przemowien Lenina “na zywo”, ale uczono nas na akademiach ze to “natchniony trybun tlumow”. Tak samo Layton, uwiodl naiwnych ludzi swoja charyzma, niczym wiecej, no bo przeciez nie substancja.
    Ale czar charyzmy predko peknie, pozostanie uczucie kaca.
    Troche szkoda ze to wlasnie Quebec bedzie ofiara tym razem.

Speak Your Mind

*

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.