Rocznicowe refleksje.
To już… siedemdziesiąt sześć lat temu. Trudno uwierzyć.
Niewielu jeszcze takich, co to wciąż pamiętają i coraz to ich mniej. Trzy lata temu mogłem sobie jeszcze pogawędzić z mieszkającym we Francji p. Stanisławem Likiernikiem, podywagować o Powstaniu, o jego politycznych aspektach, o wykorzystywaniu powstańczej legendy dla obecnych politycznych celów. Dziwnie zbieżne prezentowaliśmy poglądy. Niestety i pan Staszek też już odszedł, ostatni chyba konspiracyjny i powstańczy kolega mego ojca, Jurka ps. „Smuga”, z tego samego oddziału Kedywu Kolegium (https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/jerzy-otto-smuga-otto,32953.html).
O Powstaniu, Powstańcach, ich bohaterstwie i patriotyzmie, o męczeństwie cywilnej ludności Warszawy, o politycznych motywacjach polityków „londyńskich” i tych z Komendy Głównej AK w Kraju, o cynicznej grze sowietów i Stalina – wylano już morze atramentu. Sam też już nie raz zabierałem publicznie głos w tych tematach, więc nie będę się powtarzał.
Coraz to bardziej blednąca pamieć podsuwa jednak wspomnienia: to słoneczne południe na warszawskim Mokotowie, gdy Tata idzie do Powstania. Czuję Jego i Mamy wzruszenie i optymizm, staram się swym dziecięcym rozumkiem pojąć, co to takiego ważnego ma się wydarzyć. Tata bierze mnie w ramiona, całuje i poleca: „Stasiu, teraz ty będziesz w domku najstarszym mężczyzną. Dbaj o mamusię i braciszka”. Więc przyrzekam i pytam: „Tati, czy idziesz zabijać szwabów?”. A gdy tata potwierdza, proszę: „zostaw mi chociaż jednego, ja też bym chciał!”.
Potem te koszmarne 63 dni, gdy ważyły się nasze losy. Początkowy optymizm walczących szybko wyparował. Do Powstania szli nieźle uzbrojeni, świetnie do walk w mieście wyszkoleni. Ale to było… tylko zgrupowanie „Radosław”. A cała reszta?… Według niektórych generałów z KG „mieli sobie zdobywać broń na wrogu”.
A my? Przeżyliśmy, choć mocno poharatani. ”. Obóz, popowstańcza tułaczka…
Minęło 76 lat. Coraz to częściej czytam w publikatorach wypowiedzi, opinie, nawiązania do tamtych 63ch warszawskich dni. Wypowiedzi ludzi, którzy tamtego czasu nie pamiętają, bo ich nawet na świecie jeszcze nie było. Ludzi – którzy bez najmniejszego wahania, bezwstydnie starają się czynić polityczny użytek z tej ogromnej, narodowej tragedii. Cynicznie zrównujących pamięć bohatersko poległych Powstańców, do ofiar lotniczej katastrofy…
A został po Nich „…złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń…”.
Bardzo gorzko.
Pełna zgoda, choć osobiście należę do tych, których wtedy jeszcze nawet na świecie nie było. Przerażenie mnie ogarnia na widok zawłaszczania pamięci owej tragedii [wraz z wieloma innymi bezcennymi ikonami narodowymi] przez cynicznych hochsztaplerów politycznych oraz całą rzeszę faszyzującej “młodej siły” pseudopatriotów pod przewodnictwem kościoła pseudochrześcijańskiego.