Staszek Smuga Otto: Wojna z Terroryzmem

Wojna z terroryzmem.

Gdy kilkanaście lat temu świat osłupiał na widok olbrzymich samolotów pasażerskich uderzających w nowojorskie wieże World Trade Center i w Pentagon, emocjonalne przemówienie amerykańskiego prezydenta celnie trafiło w uczucia tłumów:

„… zaatakował nas terroryzm, więc wydajemy mu wojnę! Wojnę z terroryzmem!”.

Co było potem, pamiętamy: „nasz” kontr-atak na Afganistan, gdzie islamiści szkolili swe kadry, kolejne ataki na – czasami niezbyt jednak trafnie zidentyfikowane ośrodki islamistycznej „armii” – ale niekiedy nawet i wielce skuteczne. Dopadnięto wreszcie i samego herszta, Osamę bin Ladena. No i co? Czy „załatwiono sprawę”?

Od tego czasu działalność „antyterrorystyczna” w świecie święciła wiele triumfów. Zlikwidowano (czytaj: zabito) licznych następców „herszta”. Uniemożliwiono dziesiątki planowanych masakr przypadkowych cywilów w wielu krajach, głównie Europy. Chwała za to i policjom i jednostkom „antyterrorystycznym”! Poczuliśmy się bezpieczniej.

Ale, niestety, jak podają najnowsze statystki, w tych innych, nie wystarczająco wcześnie wykrytych i uniemożliwionych terrorystycznych zamachach zginęło znów kilkuset niewinnych, przypadkowych cywilów. I dodatkowe setki, może nawet i tysiące ciężko poranionych ofiar. Giną w Europie, giną na Bliskim Wschodzie. W imię Islamizmu, w imię Ojczyzny Kurdów, w imię Wolnej Palestyny, w imię… nie bardzo już wiadomo, czego.

Dopiero co.. Paryż, dzisiaj znów Bruksela… Kto i w imię czego następny?…

Znamy to wszyscy, donoszą nam o tym co kilka dni media. Więc dlaczego do tego tak „oklepanego” tematu wracam?

Otóż od samego początku (czyli od 9/11) czułem, że jest „coś nie tak”. Bush ogłosił „krucjatę”, „wojnę z terroryzmem”. Zabrzmiało mi to wtedy trochę dziwnie, nieco nawet idiotycznie… Bo to tak, jakby ktoś – po użyciu gazów trujących w czasie Pierwszej Światowej przez Niemców przeciw broniącym się Francuzom w bitwie pod Ypres ogłosił… „wojnę z gazami”. Zamiast kazać założyć maski „pe-gaz” i zdelegalizować metodę.

Powiecie… semantyka. Tak, ale chyba ważna i istotna, by najpierw zrozumieć, a dopiero potem formułować cele i metody walki.

Bo przecież ten „terroryzm” jest jedynie metodą, narzędziem w rękach polityków, walczących z przeciwnikami. Terroryzm, jeśli tak właśnie go zrozumiemy i zdefiniujemy jako: „atak na przypadkowe ofiary, by zastraszyć tłumy i zmusić swych religijnych lub politycznych przeciwników do ustępstw lub wręcz do kapitulacji”, nie jest czymś, z czym trzeba i można toczyć wojnę.

Terroryzm – po prostu i zwyczajnie – należałoby nazwać po imieniu i włączyć do grona zakazanych narzędzi walki; tak jak uczyniono to z gazami trującymi czy z pewnymi rodzajami min gruntowych. A tych, co terroryzmu się chwytają, bez względu na szczytność ich patriotycznych, ideologicznych czy religijnych motywacji – nazwać po imieniu: kryminalistami.

Nasz narodowy wieszcz science ficion, Stanisław Lem, „popełnił” kiedyś, już prawie pół wieku temu, swój „Kongres futurologiczny”. Nie starał się wtedy zgadywać, jakie główne ideologiczne czy religijne motywy kierować będą terrorystami. Opisał ich i ich czyny, metody. Wspaniała – wtedy – groteska, która rzeczywistością się stała dokładnie, jak „wieszcz” przewidział: czyli na przełomie XX i XXI wieku.

W dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej natknąłem sie na wywiad/rozmowę z „ekspertem d/s terroryzmu”. Cytuję istotny jej fragment:

„…Dr Krzysztof Liedel zwraca również uwagę, że terroryzm jest metodą walki politycznej, i to skuteczną metodą, za pomocą której da się osiągnąć cele pośrednie. – Religia jest tylko narzędziem, a cele są polityczne – dodaje…”.

Panie Ekspercie: religia nie jest żadnym narzędziem!!! Jest jednym z, i wcale nie najmniej ważnych, motywów.

Głęboko i zasadniczo nie zgadzam się z wyrażonym poglądem „eksperta”, bo cóż za pomieszanie pojęć. Według mnie właśnie religie, ideologie, cele polityczne (zdobycie władzy!) – to one są wiodącymi motywami walki. A jej modnym i tak niestety często skutecznym obecnie narzędziem – przewidzianym proroczo przez mistrza Lema – TERRORYZM.

Tak długo, jak tego nie zrozumiemy i nie „wydamy wojny” celom i ludziom do nich dążącym, a nie narzędziu przez nich stosowanym – będziemy „na przegranej”.

 

Staszek Smuga-Otto

Kanadaz19804661Q,Zamachy-w-Brukseli--Na--lotnisku-Zaventem--w-termi

Comments

  1. Andrzej Wendrychowicz says

    Pojęcie terroryzmu i terrorystów już dawno się zrelatywizowało. Za czasów PRL nazywano ich “ruchami narodowo-wyzwoleńczymi”. Miłujący wolność demokraci chcieli na siłę zdemokratyzować okolice Bliskiego Wschodu, odbyli parę wojen, obalili “satrapów” i całkowicie zdestabilizowali tamten region. Teraz wszyscy walczą ze wszystkimi i Bóg jeden raczy wiedzieć, kto “nasz”, kto terrorysta. Czy szyici, to nasi sprzymierzeńcy, a sunnici wrogowie=terroryści czy może jednak na odwrót? Rosja wspiera jednych, Ameryka innych. Iran jeszcze innych niż Arabia Saudyjska. Kurdowie jako jedyni walczą skutecznie z ISIS, ale to nie powstrzymuje Turcji przed bombardowaniem ich obozów. “Cywilizowany” zachód zrobił tam taką rozpierduchę, że nie ma prawa się dziwić, że tambylcy się zradykalizowali i walczą z “niewiernymi”. A, czy motywacje faktycznych mocodawców są religijne, czy polityczne nie ma żadnego praktycznego znaczenia.

    • Terroryzm jest spowodowany, subiektywna lub obiektywna niesprawiedliwscia w podziale dochodu narodowego, przywilejow a takze, co chyba oczywiste, fanatyzmem i nienawiscia. Jezeli potraktujemy anarchistow z konca xix wieku jako terrorystow a takze powstancow listopadowych czy styczniowych z wczesniejszych lat to oczywiste jest, ze kazdy bombowiec lub zamachowiec jest terrorysta. Tutaj, w tej dyskusji p. Smuga zakreslil dosc szeroko pojecie terroryzmu a wlasciwie nie okreslil o co mu chodzi. bo przeciez nawet Brutus zabijajacy Cezara byl terrorysta. wiec moze najpierw zastanowmy sie o czym mowimy, ustalmy jakas sensowna definicje terroryzmu i w nastepnej kolejnosci mozemy probowac silic sie na proby odpowiedzi co nam zagraza, czy jest to poczatek konca pewnej formacji cywilizacyjnej, czy mamy byc za totalnym wytepieniem tzw. terrorryzmu czy byc skazanymi na morderstwa i publiczne ataki szalencow a glownie fanatykow islamskich, wytrenowanych do bezwzglednego mordowania i zabijania , czesto na prochach ale przede wszystkim nienawidzacych naszej, zachodniej cywilizacji. Staszkowi zapewne chodzi o religine podloze, cala te mistyczno-filozoficzno motywacje tych co wierza ze innowiercow nalezy zabijac, o ile nie chca sie nawrocic i tak dalej. Przyznam sie, ze nie specjalnie przepadam za wiadomo jakiej religii wyznawcami i dziwie sie sobie, ze jestem tak cholernie tolerancyjny i slucham wiadomosci, ogladam te zbrodnie bez rozbijania telewizora, nie protestuje przeciw idiotycznej politye rzadu i tak dalej. Jestem tzw. cywilizowanym czlowiekiem Zachodu. Podobnie jak miliony innych. Obawiam sie jednak, ze po tamtej stronie, po stronie terrorystow sa cholernie inteligentni ludzie i bezwzglednie, za cene smierci swoich samobojcow daza do opanowania Europy przez swoja armie, daza i konsekwentnie wykorzysuja liberalne nastawienie do radykalnych metod walki z nimi przez rzady krajow europejskich ale przeciez nie tylko. Dokad Kanada przyjmuje uchodcow i daje im prawie wszystko to co my, legalni emigranci mielismy dopiero po kilku latach ciezkiej pracy, dokad rzad wzbrania sie nazwac rzeczy po imieniu i tak dalej, dotad w zasadzie masowe ataki typu tych z Paryza czy Brukseli nam nie groza. Poczekajmy jednak jeszcze troche… Zreszta, mysle, ze nie ma dobrych rozwiazan i musimy opowiedziec sie za zdecydowanymi metodami, ostrymi ustawami antyterrorystycznymi, ograniczeniem tzw. praw humanitarnych i twarda, militarna ofensywa. Jezeli bedziemy dalej maszerowac, skladac kwiaty i przyjmowac uchodzcow tysiacami, bez kontroli i nadzoru zamiast zablokowac granice , wprowadzic obowiazek osiedlania sie miedzy innym uchodzami, zapobieganie tworzeniu swoistych gett, dzielnic gdzie teraz policja boi sie wchodzic to niedlugo bedziemy w mniejszosci, bedziemy bac sie chodzic do kosciolow, bedziemy obchodzic religijne swieta w konspiracji a o innych konsekwencjach nawet boje sie pisac.

  2. Zarówno Andrzejowi W. jaki i „Ciemnemu” dziękuję za ich wpisy!
    Poruszyliście tyle tematów…poczekam nieco jeszcze na następne i postaram się skomentować przynajmniej niektóre wątki.
    Póki co, krótkie wyjaśnienie. Pisze „Ciemny”: „…Tutaj, w tej dyskusji p. Smuga zakreslil dosc szeroko pojecie terroryzmu a wlasciwie nie okreslil o co mu chodzi. bo przeciez nawet Brutus zabijajacy Cezara byl terrorysta. wiec moze najpierw zastanowmy sie o czym mowimy, ustalmy jakas sensowna definicje terroryzmu…”.
    Otóż, czytając mój tekst, przegapił chyba następujący akapit: ”.. Terroryzm, jeśli tak właśnie go zrozumiemy i zdefiniujemy jako: „atak na przypadkowe ofiary, by zastraszyć tłumy i zmusić swych religijnych lub politycznych przeciwników do ustępstw lub wręcz do kapitulacji”.
    Co do innych licznych wątków… później.

    • Oczywiscie przegapilem i przepraszam. Po napisaniu moich” trzech groszy” w pospiechu i bez nalezytego dystansu czekam na uwagi p. Smugi. Oby nie byly to uwagi po nastepnym ataku terrorystow…

  3. Pięć kolejnych dni nie komentowałem wpisów, bo uprawiałem w tym czasie narciarstwo w Canadian Rockies – pozostając poza zasięgiem światowych mediów i ich donosów. Ale wreszcie wróciłem „do świata”…

    Terroryzm… warto chyba zastanowić się choć na chwilę, co to oznacza.

    Rozstrzępianie włosa na czworo, czyli próba zdefiniowania tego fenomenu. Czy to ma jakikolwiek sens? A jednak… I tu znakomicie wpisuje się uwaga „Ciemnego”!. Spróbujmy określić.

    Najbardziej prosta nasuwająca mi się definicja: „Terrorystyczna akcja, skierowana na przypadkowy tłum, zastraszenie reszty i poprzez to, wymuszenie na politycznych przeciwnikach (wrogach) oczekiwanych decyzji”.

    Co istotne, to właśnie ta jej „przypadkowość” tłumu ofiar. Bo przecież ani Serb Gawriło Princip strzelający w czerwcu 1914 do arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, ani oskarżani czasami o terroryzm AK-owscy partyzanci, wrzucający bomby do warszawskiego Cafe Clubu pełnego gestapowców, ani oskarżani powszechnie o terroryzm żydowscy bojownicy Irgunu atakujący brytyjską wojskową administrację Palestyny zakwaterowaną w King’s David Hotel, terrorystami jednak nie byli. Oni uderzali bezpośrednio we wrogów.

    Ale już ci, co kiedyś zgarniali przypadkowych przechodniów w warszawskich łapankach ulicznych i później rozstrzeliwali, ci co wysadzali i wciąż wysadzają w powietrze autobusy z dzieciakami w Izraelu, masakrują przypadkowe tłumy w Paryżu , klientów i przekupniów na bazarach miast Bliskiego Wschodu… przypadkowe ofiary – to właśnie typowi terroryści.

    I dlatego, bez względu na szczytny cel – czy była nim kiedyś Tysiącletnia Rzesza, czy jest dziś Wolna Palestyna, ojczyzna Kurdów, albo Światowy Kalifat – metoda walki, a nie sam jej cel, winna być zakwalifikowana jako KRYMINALNA. A używający jej bojownicy uznani za kryminalistów i jako tacy bezwzględnie przez międzynarodową społeczność potępieni i eliminowani.

    Mistrz Lem pól wieku temu przewidział nie tylko zjawisko terroryzmu, ale również wieszczył zamęt w głowach tych, co to dożyli tej epoki i gubią się w zrozumieniu motywów działania terrorystów (patrz: jeden z wpisów). Bo terroryzm to nie tylko zbrodnia; to również i chaos.

  4. c.d.
    A wystarczyłby może grzebień semantyki, by w tym chaosie i zamencie odnaleźć logikę i motywy?…
    Po motywach, dalej, łatwiej byłoby identyfikować źródła, zalewające świat trującym jadem terroryzmu. I z nimi podjąć skuteczną walkę.

Speak Your Mind

*

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.