The gathering storm…

Autor:  Staszek Smuga-Otto

Z narastającą grozą obserwujemy rozwój wydarzeń w Europie Wschodniej. Rosyjska aneksja Krymu, putinowskie „zielone ludziki”,  najnowocześniejsza broń i umundurowanie kupowane, rzekomo – w sklepach ze sprzętem z demobilu. Krwawe rosyjskie prowokacje na południowo-wschodniej Ukrainie, nasuwające wprost skojarzenia z tymi z Gliwic roku 1939. Aneksja obcych terytoriów uzasadniana obroną interesów ludności rosyjsko języcznej – też jak wówczas, w czeskim kraju sudeckim, Gdańsku, Wielkopolsce…, gdzie ponoć Czesi i Polacy zagrażali ludności niemiecko języcznej. A na Kresach, tym mówiącym ruskimi narzeczami. Co było dalej, wiemy z podręczników historii. Niektórzy z nas – ci nieco starsi – wciąż też jeszcze coś tam pamiętają.

GatheringStorm

Patrzę z nadzieją na współczesnych polityków i przywódców Zachodu. Czy sprostają? Czy potrafią postawić nieprzekraczalną tamę imperialnym ambicjom Kremla? Czy swymi decyzjami uchronią świat od trzeciej światowej zawieruchy?

Wierzę, że tak – że wiedzą, co, jak i dlaczego robią. Będąc z natury optymistą wierzę również, że nie dadzą się zwieść z drogi pragmatyzmu mętnym bredzeniom wielu zachodnich intelektualistów, zwanych ongiś przez Trockiego  „fellow travellers’ami”, „poputczikami”, albo wręcz: „pożytecznymi idiotami”. Bo to oni, tak wtedy jak i teraz, wykorzystując swą wysoką pozycję, tytuły i głęboką erudycję połączone z naiwnością myślenia, lub nieuczciwością (przekupstwem? – przykład pewnych, dobrze znanych byłych niemieckich kanclerzy) budują teorie tłumaczące i uzasadniające zbrodniczą politykę imperium.

Historia nie powtarza się nigdy, ale błędem niewybaczalnym byłoby jej kompletne ignorowanie. Bo czasami bywa jednak podobnie. Warto więc może wrócić choć na chwilę do tej z lat 30tych i 40tych ubiegłego wieku. Przypomnieć sobie postaci mężów stanu, ich ówczesne postawy, decyzje. I dalsze konsekwencje tychże.

WPut_in

Ten felietonik poświęcić zamierzam jednej z nich. Wyśmianej, wyszydzanej, oplutej przez propagandę komunistyczną i dalej „cieszącej” się nienawiścią i pogardą mych  rodaków. Oskarżających ją, że „w Jałcie sprzedał Polskę Stalinowi”, a naszych dzielnych i bohaterskich lotników z dywizjonów walczących o Brytanię nie zaprosił nawet na defiladę zwycięstwa w Londynie.

Nie tylko my nim gardzimy i go nie cierpimy. Jest takie miasto w Anglii, gdzie nie uświadczysz ani jego pomnika, ani skwerku, uliczki nazwanej jego imieniem. To Coventry, zbombardowane w listopadzie 1940 przez 500 niemieckich bombowców – i pomimo wcześniejszej wiedzy o planowanym ataku, nie ostrzeżone na czas przez angielskiego premiera.

Oto on , opasły, dobroduszny grubas z nieodłącznym cygarem w ustach którym, jak głosiła stalinowska retoryka, „chciałby podpalić ten świat…”.

WCHurchill

Już niebawem, bo w styczniu przyszłego roku upłynie półwiecze od chwili, gdy zmarł Sir Winston Churchill – jeden z najwybitniejszych mężów stanu i polityków XX wieku. Człowiek obdarzony nie tylko wielką inteligencją, wizją i wolą działania, ale i licznymi talentami. Bo zajmował się w swym długim, dziewięćdziesięcioletnim życiu nie tylko polityką, ale i wojaczką, dziennikarstwem, pisarstwem historycznym, a nawet i… malarstwem. Świat pamięta go jednak z tego, przełomowego w historii cywilizacji europejskiej i świata momentu, gdy wezwał zachodnie demokracje do zbrojnego przeciwstawienia się hitlerowskiej nawale.

Było lato roku 1940. Od dwóch lat Austria – drogą wymuszonego przez Hitlera i przyzwolonego przez Chamberlaina i Dalladiera anschlussu była integralną częścią Trzeciej Rzeszy, a w ślad za nią poszedł czeski Sudetenland. Polskę nie tak dawno jeszcze rozpierała patriotyczna duma z „odzyskania” Zaolzia – ale nie na długo. Bo od prawie roku zwycięski Werhmaht i Armia Czerwona rozbiły polską armię i okupowały Polskę. Właśnie dopiero co najpotężniejsza armia świata – a była nią armia francuska – skapitulowała, nie chcąc „umierać za Gdańsk”. Bohater I wojny, marszałek Petain, poszedł na ugodę ze zwycięskim furherem i utworzył marionetkowe, podporządkowane III Rzeszy państewko ze stolicą w Vichy. Europę ogarnęła niemoc i strach, a nastroje kapitulanckie nie ominęły też  i Zjednoczonego Królestwa.

I wtedy… premierem Wielkiej Brytanii mianowany został Pierwszy Lord Admiralicji, orędownik wyprzedzającego uderzenia na Norwegię (Narvik), przeciwnik ustępowania Hitlerowi i Stalinowi – Sir Winston Churchill. Pamiętamy mu – czy jednak rzeczywiście wciąż pamiętamy ? – jego słynne: „we shall never surrender”. Okrutna szczerość, z jaką zwracał się publicznie do brytyjskiego społeczeństwa, szokowała przyzwyczajonych do gładkich frazesów jego poprzednika. W swym pierwszym przemówieniu do izby niższej brytyjskiego parlamentu mówił: „…I have nothing to offer but blood, toil, tears and sweat…”. I to chwytało, robiło wrażenie, budziło emocje. Pewnie właśnie i dlatego, gdy 18 go czerwca 1940 w brytyjskim House of Commons ważyły się losy decyzji zawarcia z Hitlerem rozejmu, jego słynne: „…I expect that the Battle of Britain is about to begin…” przeważyło losy debaty. I – zapewne – losy II wojny.

Churchill znany był ze swych wspaniałych, jakże błyskotliwych i trafnych powiedzonek – można by cytować wiele. Zainteresowanych odsyłam do jego wojennych wspomnień spisanych w tomach: „The gathering storm”, „Their finest hours”…  i następnych. Opasłe, ale warte przeczytania.

Więc wojna z Hitlerem. Wyspa, która miała paść na kolana, nie padła. Niezwyciężona niemiecka Luftwaffe poniosła ogromne straty – straty były i po stronie RAFu. Spadały w morze angielskie samoloty, ginęli angielscy, polscy i czescy piloci. Ludność wysp z oddaniem i uporem wspierała wysiłki obronne i cierpliwie znosiła wszelkie niewygody wojny. Ten zbiorowy wysiłek, i walczących w powietrzu  i wspierających ich na lądzie, dał efekt. Krew, łzy, pot… – zapowiedziane przez premiera – zaowocowały odrzuceniem agresora.

To pierwszy etap. Bo, nie zapominajmy, Sir Winston był przecież premierem Zjednoczonego Królestwa. Czyli imperium, nad którym „nigdy nie zachodziło słońce”. I chociaż jego pierwszym priorytetem było odrzucenie hitlerowskiej agresji, to jednak zaraz potem było utrzymanie status quo kolonialnego imperium.

Więc przy całej swej sympatii i podziwie dla bohaterstwa polskich lotników, dla pancerniaków i komandosów generała Maczka, dla żołnierzy gen. Andersa ginących na stromych stokach Monte Cassino – pierszeństwo zawsze dawał interesom imperium. Tak jak dał je wtedy, gdy poświęcił życie swych rodaków i losy miasta Coventry, by wprowadzić w błąd sztab niemiecki i wygrać więcej. Pragmatyzm mężów stanu bywa bolesny dla nas, zwykłych prostych ludzi. Ale gdyby nie on – nasza cywilizacja dawno przeszłaby przecież do annałów historii.

Co nie oznacza, że ci „wielcy” nie miewają czasami i zwykłych, ludzkich uczuć, gdy okoliczności pozwolą.

Gdy w sierpniu 1944 płonęła Warszawa, a po tragikomicznej (tragicznej dla nas, a komicznej dla „wodza światowego proletatriatu”) misji Mikołajczyka w Moskwie starciliśmy jakąkolwiek nadzieję – nad Warszawą pojawiły się alianckie samoloty dokonujące zrzutów broni i amunicji dla walczących powstańców. Niewiele ich było – to prawda. Budziły jednak nadzieję. Ale przecież nie wiedzieliśmy, że z bazy we włoskim Brindisi startowało znacznie więcej, tylko nie dolatywały do celu zrzutów. Sowieci nie udzielili im bowiem prawa na międzylądowania, a nawet – ponoć – zestrzelili kilka maszyn. Czy wiedzą moi rodacy, kto podjął decyzję pomocy Warszawie i wydał rozkaz lotów? Tak… to ten grubas z cygarem – nie uzgadniając swej decyzji z innymi alianckimi politykami i z Naczelnym Dowództwem. Brał to na siebie. I był wtedy jedynym zachodnim mężem stanu, który usiłował pomóc, podtrzymać na duchu – bo przecież sama akcja nie rokowała sukcesu.

Potem była Jałta. Prezydent Roosevelt dbał tam o interes Ameryki, którym było nie dopuszczenie do zmiany sowieckich sojuszów, a więc przedłużenia krwawej wojny na Pacyfiku. Churchill dbał o interesy Imperium, a więc o zachowanie odpowiedniej równowagi sił w Europie i w obszarach poza nią. Jednak znowóż, gdy tylko nadarzył się cień okazji, wystąpił w interesie Polski. I Roosevelt i Stalin go zignorowali, więc Churchill zaniechał.

Jalta1945

Czy wiemy, czy pamiętamy? Chyba jednak nie, bo wykreowany przez sowiecką propagandę obraz grubego i złowrogiego imperialisty z cygarem, co to zdradził polskiego sojusznika wciąż pozostaje żywy w zbiorowej wyobraźni. I żadna z polskich ulic, żaden z polskich placów nie nosi jego imienia (skorygujcie mnie, jeśli się mylę. Przyjmę z wdzięcznością i satysfakcją) – choć przecież tylu innych, o podejrzanej konduicie polityków dwudziestego stulecia uhonorowano nazwami miejsc publicznych.

Teraz, gdy nad Europą znów gęstnieją burzowe chmury, warto może zastanowić się nad pozostawionym przez Sir Winstona dziedzictwem? I wierzyć, że znajdą się mężowie stanu rozumiejący i przyjmujący to przesłanie.

Post scriptum: kilka dni temu w polskiej edycji „Newsweek’a” ukazał się wywiad z brytyjskim historykiem wojskowości Jonathanem Walker’em, autorem książki „Trzecia wojna światowa”. Autor pisze w niej o planowanej przez Churchilla (już po zakończeniu II światowej) operacji „Unthinkable” – ataku wojsk alianckich na ZSRR.

Comments

  1. Trudno się nie zgodzić z tym tekstem.
    Mam właśnie gości z Nimiec i zpytali mnie, czy Polacy boją się, że wkroczą do nas Rosjanie? Niby proste pytanie, ale nie wiedziałem, co odpowiedzieć i w końcu odparłem, że się boją. Uznałem, że taka odpowiedź jest lepsza, choć wiem, że nieprawdziwa. Polacy już się przyzwyczaili, że są na “Zachodzie”, że jesteśmy w NATO i Uniii Europejskiej i, że nic nam nie grozi, bo “Zachód” nas obroni. Tenże Zachód wydaje się całkowicie bezradny, co z tym fantem, czyli Putinem, zrobić. Nikt tam nie ma najmniejszego zamiaru umierać za Kijów i nie sądzę, żeby miał zamiar umierać za Werszawę, gdyby “Ruscy” na prawdę tu się zjawili. Już nie raz w historii jeden szaleniec u władzy pozpętywał straczne zawieruchy na świecie. Czy Putin jest szaleńcem? – nie sądzę, ale na pewno ma poczycie absolutnej władzy w Rosji i umie grać na imperialnych ambicjach swoich rodaków. Będzie nieustannie testował Zachód i badał, na ile jeszcze (po aneksji Krymu) może sobie pozwolić. A teraz pytanie fundamentalne: czy i gdzie w świecie jest jakiś Churlill-bis? Moja odpowiedź jest: nie ma! I dlatego na prawdę nie mam zielonego pojęcia, jak się dalej potoczą wypadki w związku z postępowaniem Rosji; może się zdarzyć wszystko.

    • Amerykanie dotrzymują swoich obietnic militarnych [za co ich Świat zresztą nienawidzi], a teraz Polska jest w pakcie nie tylko z [wiadomo jaką w tych sprawach] Francją, Anglią, czy [OMG! 🙂 ] Niemcami, ale przede wszystkim z USA. Poza tym współczesna dynamika światowej polityki uwzględniająca zawiłości międzynarodowych korporacji nie jest już tak całkowicie nasączona nacjonalizmem, jak było to w czasach do ubiegłego stulecia. A to że Putin sobie testuje, to inna sprawa: musi szukać dróg odwrócenia uwagi od faktu, że mała rosyjska elita okrada jego kraj utrzymując ludzi w przekonaniu, że ich bieda to wina demokracji zachodu. Andrey Zubow pięknie to wyjaśnił w wywiadzie dla polskiego radia PR1.

  2. Nie ma co dyskutować. Sądzę, że gdyby nie prywatne zbiory mojego przyszywanego wuja nic bym nie wiedziała o Churchillu. Dorośli znali sprawę, więc nie dzielili się ze mną swoimi poglądami, a ja nie pytałam, bo sprawy nie znałam. Myślę, że większość z nas była w tej sytuacji. Na wakacjach u wuja, już prawie dorosła dorwałam się do Pamiętników w wydaniu emigracyjnym. Wspaniała postać! Teraz sprawdzałam, chyba rzeczywiście nie ma u nas ul. Churchilla, stawia się pomniki ludziom mniej zasłużonym dla Polski.
    Putin jest jak dziecko, które przeciąga strunę by się dowiedzieć kiedy rodzice się zdenerwują i mu wleją. Ale teraz nie ma kar cielesnych… Zachód cofnie tygodniówkę.
    Czy tu, w Polsce, mamy poczucie zagrożenia? sądzę, że pogranicze ma. I ci starzy jak ja, co znają trochę historii. Nie zdziwię się, jeśli w ciągu najbliższych paru lat Putin zechce bronić starowierców i prawosławnych w województwie podlaskim, lubelskim, podkarpackim.

    • staszek says

      Niebawem minie tydzień od napisania i opublikowania mego felitonu.
      Ukraina wciąż wrze. Kreml idzie „w zaparte” i swych ruskich „zielonych ludzików”, uzbrojonych po zęby i wyszkolonych przez specnaz, oficjalnie nie adoptuje. Jednak, gdy tylko czuje dla nich zagrożenie, zwołuje Radę Bezpieczeństwa Oenzetu. Parodia…
      Dzisiaj światowe media doniosły o następnej prowokacji. Tym razem w czarnomorskim portowym mieście Odessa, znanym ze słynnej ballady „Murka moja Murka…” zginęło prawie czterdzieści osób.
      Dziękuję Andrzejowi i Róży za ciekawe, treściwe komentarze! Tym cenniejsze, że z pogranicza Ukrainy.
      Nie pisaną regułą jest, że felitony na blogach oczekiwać mogą komentarzy przez kilka dni po ich opublikowaniu. Potem – martwa cisza. Może jednak bywają wyjątki od tej reguły??? Może więc?…
      Otrzymałem też trochę prywatnej korespondencji, dotyczącej tego tematu. Wspomnę jedną z nich. Mój serdeczny przyjaciel, emerytowany profesor historii z Uniwersytetu Brytyjskiej Kolumbii napisał:
      „…Doskonały artykul! Wydaje mi się, ze wina za to ze polskim bohaterom nie dano defilować w paradzie zwycięstwa w Londynie bierze Attlee, nie Churchill…”.
      Więc tylko on jeden! Nikt więcej nie zwrócił uwagi na to, że londyńska Parada Zwycięstwa odbyła się latem 1946, a więc w ponad rok po zakończeniu wojny. Że od roku premierem Wielkiej Brytanii był już Clement Attlee, a nasz bohater, Sir Winston, był wtedy liderem konserwatywnej opozycji w Parlamencie brytyjskim. Ta „Parada” była czysto polityczną imprezą. UK uznało już wcześniej rząd warszawski i postanowiło zaprosić na tę „Paradę” wyznaczonych przez niego przedstawicieli.
      Opozycja w Parlamencie, głosem naszego „grubasa z nieodłącznym cygarem”, kontrowała: “…Wyrażam głęboki żal, że żaden z oddziałów polskich, które walczyły u naszego boku w tylu bitwach i które przelały swoją krew dla wspólnej sprawy, nie zostały dopuszczone do udziału w paradzie zwycięstwa…”. W Polsce o tym nie wiemy, nie pamiętamy.
      Pomimo sprzeciwu Churchilla, decyzją brytyjskiego rządu zaproszono jednak delegację z Warszawy.
      W jej skład weszło trzech polskich generałów: jednym z nich był tzw. “kościuszkowiec”, ale dwóch pozostałych walczyło w czasie wojny na Zachodzie.
      Kto jednak teraz, po tylu latach, pamięta jeszcze te szczegóły???

  3. Analogia z wydarzeniami z lat 38/39 nasuwa się sama! Austria, Sudety, Kłajpeda, potem Gliwice i Gdańsk… A teraz Krym, Donieck, Odessa, Naddniestrze… a potem? Szaleńca trzeba powstrzymać, ale gdzie jest drugi Churchill? Wtedy (w 1939) Zachód miał w pamięci rzeźnię w okopach I Wojny i bał się powtórki. Dzisiaj Zachód przyzwyczaił się do życia w pokoju i tymbardziej nie chce jakiejś awantury. Ale ktoś musi powiedzieć STOP! Może to będzie przyszły szef dyplomacji unijnej – Radek Sikorski?
    A postać Churchilla rzeczywiście zasługuje na lepszą pamięć.

    • staszek says

      Dziękuję Ci Iwo za Twój wpis! Mam nadzieję że i inni czytelnicy się odważą i dołączą swe komentarze.
      Nadciąga wszak burza. Sytuacja we wschodniej części kontynentu europejskiego zmienia się z godziny na godzinę. Rosja Putina wciąż w natarciu…

      Radek Sikorski coraz bardziej spełnia me oczekiwania. Już dobre kilkanaście lat temu zwrócił moją uwagę, gdy “ni z tego, ni z owego” mianowano go wiceministrem obrony w resorcie Parysa.

      Już wtedy czułem – i mówiłem o tym otwarcie – że chyba rośnie nam przyszły mąż stanu. Może przyszły Prezydent RP, szef unijnej dyplomacji, szef NATO?

      Życzę mu jak najlepiej. Ma świetną “podporę” , Ankę Jabłońską (Anne Applebaum) – ta niezwykle inteligentna baba, jak rzadko kto, rozumie politykę światową!

      Jest jeszcze taki jeden, chyba Duńczyk, Rasmussen. Dzisiejsze media doniosły:

      “…Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen ostrzegł w wywiadzie dla niedzielnego wydania dziennika “Frankfurter Allgemeine Zeitung”FAZ”, że Rosja nie ogranicza swoich roszczeń tylko do Krymu i Ukrainy, lecz dąży do odbudowy strefy wpływów.
      – Chodzi o coś więcej niż Krym i Ukraina. Rosja dąży do celu, jakim jest odbudowa rosyjskiej strefy wpływów na obszarze sowieckim – powiedział Rasmussen. Według niego destabilizującą rolę odgrywa separatystyczne Naddniestrze w Mołdawii, Abchazja i Osetia Południowa w Gruzji oraz Górski Karabach w Azerbejdżanie….”.

      Taki młody… a już chwyta, w co się gra! Może jednak Sir Winston doczeka się swych godnych następców ?!

  4. Krauze: niepodległość Polski to zabobon

    Stefczyk.info: Polska do dziś nie poradziła sobie z pomnikami, które sławią sowieckich okupantów i armię najeźdźców. Ta sprawa wróciła w debacie publicznej po tym, jak zniszczony został pomnik gen. Iwana Czerniachowskiego, sowieckiego kata Polaków z Wileńszczyzny. Co Pan sądzi o tej sprawie?

    Antoni Krauze: Powtórzę to, co kiedyś mówiłem portalowi Stefczyk.info, że opinia, iż Polska jest krajem niepodległym, jest zabobonem, to jest nieprawda. Ktoś nam to wmówił. Mamy wjazd do Polski gubernatora okręgu kaliningradzkiego na czele wielkiej grupy motocyklistów… To jeden z dowodów, że Polska nie jest niepodległa, niezależna i samorządna. Po prostu rządzą nami dalej nasi sąsiedzi ze Wschodu. Innej odpowiedzi na debatę dotyczącą pomników, która toczy się latami, nie mam. Jak to możliwe, że nasi sąsiedzi decydują o tym, jakie pomniki stoją w naszym kraju i co my możemy robić…

    To dowodzi naszej zależności?

    Tak, to pokazuje, że jesteśmy krajem zależnym, podległym. Mówienie o podmiotowości i suwerenności to zabobon. Wciąż czekam na moment – może jeszcze zdążę przed śmiercią, że jednak obalimy dowody naszej podległości.

    Jest ich jednak dużo.

    Każdy dzień przynosi kolejne, ze śledztwem ws. tragedii smoleńskiej włącznie, dowody, że jesteśmy nie niezależni, podlegli, że to oni nami rządzą i oni decydują, zostawiając nam możliwość decydowania o głupstwach. Tymczasem to dotyczy spraw naszej godności…

    Dowodów jest wiele, ale również obrońców status quo nie mało. Dlaczego duża część Polaków nie widzi potrzeby zmian?

    Oni są „lepiej” poinformowani, oni wiedzą, jak powinniśmy się zachowywać w „Priwislinskim” kraju. Najgorsze jednak jest to, że im więcej lat naszej „niepodległości” mija, tym bardziej jestem przekonany, że czas się cofnął, a my żyjemy w końcu XVIII wieku. Niedawna rocznica Konstytucji 3 Maja uświadamia nam to… A mówiąc o tych Polakach, przypuszczam, że oni jakoś korzystają z obecnej sytuacji. Tak się domyślam, być może się mylę. To wszystko jednak razem powoduje, że nie chce się żyć… Mam poczucie, że to wszystko przeszło już wszelkie granice rozsądku. Widać to również w Warszawie, gdzie remontuje się pomnik tzw. czterech śpiących. W kraju, który ma takie potrzeby, remontuje się za nasze pieniądze pomnik naszych okupantów. To jest nie do pojęcia.

    • Kolego Ciemny, bardzo mi Ciebie żal, że nie chce Ci się żyć w tym kraju, który przeżywa najlepszy okres swego istnienia w ciągu ostatnich 300 lat! Czego oczekujesz? Gdzie widzisz to, że rządzą nami nadal sąsiedzi ze wschodu? Dotąd słyszałem, że to ci z zachodu (Bruksela?). A teraz, że ze wschodu? Rzeczywiście “to jest nie do pojęcia!”

      • Jak słucham tego nadętego cioła, to włos mi się jeży na głowie.Jak takie niedokształcone ciele może kierować polityką zagraniczną 40 mln kraju.Infantylizm, naiwność czy głupota?Jak można na kanwie rosyjskich prowokacji mówić o zauroczeniu zachodnich elit pierwszą wojną światową, jak można powoływać się na Fukujamę, jak można usprawiedliwiać całkowite podporzadkowanie się Putinowi do czasu agresji na Krym.A dlaczego granica o obwodem kaliningradzkim jeszcze jest otwarta, dlaczego olewa się sprawę przekopu mierzei? To jest polityk?
        to jest to co mysle o ulubiencu p. Staszka Radku Sikorskim ministrze spraw zagranicznych. A p. Iwo niech mnie nie smieszy i przestanie powtarzac te kabaretowe kawalki o dobrobycie i najlepszym okresie Polski. Dlaczego Iwo nie wraca tam skad wyjechal???

        • panie “ciemny” a o zależności Polski od Watykanu pan nie pisze? Znam ja takich co piszą dokładnie to samo co pan, tylko zamiast “Putina” jest “głowa kościoła”. Skoro widzi pan jedne pomniki, nic pan nie pisze o innych pomnikach? Widzi pan na jedno oko czy co? Tym się charakteryzuje wolność, że ludzie różnych poglądów mają możliwość czcić i celebrować to co uważają za bliskie swemu sumieniu dopóki nie naruszają tym swobód innych osób. A niech sobie różni motocykliści wjeżdżają gdzie chcą, mnie to nie przeszkadza dopóki nie robią rozróby.

          • Dla mnie gang motocyklistow rosyjskich z gubernatorem obwodu Kaliningradzkiego przebywajacy na terenie Polski jest sygnalem, ze wolnosc i suwerennosc Polski i Polakow w Polsce jest zagrozona.
            Uplynie jeszcze troche czasu zanim pan to zrozumie, choc nie ma gwarancji, bo niektorzy zamieszczajacy tu swoje wypowiedzi zdaja sie byc slepi i naiwni a moze cyniczni, w kazdym razie wolno im ale i wolno mnie powiedziec co mysle. Historia rozstrzygnie kto mial racje. Tym sie charakteryzuje wolnosc. Natomiast patriotzym i uczenie sie z historii to zupelnie inna sprawa, panie Jacku.

  5. W książce Lynne Olson i Stanley’a Cloud’a “Sprawa Honoru”, którą zapewne znasz Staszku, piszą, że sprawa Polski została faktycznie rozstrzygnięta [na niekorzyść tejże] już w Teheranie a Churchill wtedy Stalinowi miał rzekomo powiedzieć, że Polska dla niego to jedynie sprawa honoru poprzez dane wcześniej obietnice i nie będzie sobie “strzępił kopii o wolność tego kraju” – nic poza tym…
    Druga rzecz, to nic mi nie wiadomo o tym, że to Churchill wysyłał lotnictwo z pomocą Powstaniu Warszawskiemu – wiedza jaką ja posiadam mówi mi, że to Polscy lotnicy samowolnie dopuszczali się takich aktów, a że i zostawali za to przez RAF karani.

  6. staszek says

    Oba poruszone przez Ciebie Jacku tematy zasługują na obszerne komentarze, znacznie jednak przekraczające formułę tego blogu.
    Odpowiem więc tylko w tym miejscu krótko: Churchill wielokrotnie, i w bezpośrednich kontaktach z premierem Mikołajczykiem, i poprzez ministra Edena i w rozmowach „Wielkiej Trójki” występował w interesie Polski. W Teheranie, gdzie 1go grudnia 1943 uzgodniono zachodnią granicę ZSRR, przeciwstawił się (skutecznie!) sugestii Salina, by Prusy Wschodnie włączyć do ZSRR. Stało się to – niestety – kosztem Litwy. Postulował też pozostawienie Lwowa w granicach przyszłej RP – niestety bez skutku, a jego starań o polski Lwów nie poparł Roosevelt. Śląsk Opolski też zawdzięczamy jego uporowi. Co do powiedzonka „strzępienia kopii o wolność tego kraju”… nie skomentuję, bo nie brzmi ani logicznie, ani zbyt wiarygodnie.
    Co do lotniczych zrzutów nad płonącą Warszawę: najbliższą lotniczą bazą RAFu (1350 km, 5 godzin lotu do Warszawy) było wtedy włoskie Brindisi. Pierwszy lot dokonany został z początkiem sierpnia ochotniczo przez cztery załogi polskiej eskadry ciężkich bombowców RAF. Loty kontynuowano przez cały sierpień, a eskadra straciła w tym czasie 17 maszyn. Od połowy sierpnia loty nad Warszawę podjęły też brytyjski i południowo-afrykański dywizjony RAFu. Wszystkie te misje odbywały się na podstawie oficjalnej zgody udzielonej przez Churchilla (liczne źródła, również wspomniane w książce „Powstanie ‘44” Normana Davies’a). Ten sam Churchill kontaktował się w tym czasie kilkakrotnie ze Stalinem w sprawie współudzału w akcji zrzutów, lub zgody na międzylądowania. Z jakim jednak skutkiem – wiemy.
    Zainteresowanym tematem mogę wskazać niektóre źródła – zwróćcie się do mnie e-mailem.

    • Podsudecki says

      Pomoc lotniczą, na usilne błagania i żądania ze strony polskich władz na uchodźstwie, podjęły polskie (7) i brytyjskie (7) dywizjony lotnicze od 4 VIII 1944 za zgodą Wielkiej Brytanii i USA. Wykonano 24 akcje pomocy z lotniska Brindisi (części zajętej przez Aliantów) i z terytorium Anglii. Latały załogi: polskie 91 razy, brytyjskie 50, południowoafrykańskie 55 i raz 18 IX 44 r. amerykańskie, w liczbie 110. Razem wyleciało 306 załóg, a 192 dokonało zrzutu, z tego tylko 149 na Warszawę, a z tych tylko 44 zrzuty trafiły w ręce powstańców warszawskich. 41 załóg zginęło. Pod koniec akcji pomocy lotniczej latali głównie Polacy. Stalin nie wyrażał zgody na lądowanie na lotniskach po rosyjskiej stronie frontu, np. na “amerykańskim” lotnisku w Połtawie (by przetrwać dzień), co powodowało gigantyczne straty – bez osłony myśliwców wracające za dnia samotne bombowce były łatwym celem dla Niemców. Gdy we wrześniu wreszcie się zgodził na lądowanie, to dał warunek, że nie będzie w lotniczych załogach Polaków. Wtedy to raz ruszyły z Anglii, ponad Danią, amerykańskie fortece latające i z wysokości 5 km zrzucały nad enklawy palącej się Warszawy pojemniki (wyleciało 110, a 107 dokonało zrzutu nad Warszawą, z tego tylko 19 zrzutów przejęli powstańcy, 2 załogi zostały zestrzelone). Później pomoc utrudniała głównie zła pogoda. Warto dodać, że od połowy września kukuruźniki rosyjskie też dokonały zrzutów z pomocą powstańcom. To wtedy, gdy Stalin (Rokossowski) zezwolił Berlingowi na rzucenie liku batalionów na drugą stronę Wisły bez ciężkiego sprzętu. To finezja rosyjska. Pomoc znalazła się na kartach historii, kościuszkowców wybito, a pojemniki zrzucane z wysokości z kukuruźników na Warszawę bez spadochronów spowodowały, że część warszawiaków do dziś twierdzi, że Rosjanie też bombardowali Warszawę podczas powstania.

  7. Podsudecki says

    Niektórzy brytyjscy historycy mają podobny punkt widzenia. W 2010 r. ukazał się w Newsweek Polska wywiad z Martinem Gilbertem, tu: http://polska.newsweek.pl/biograf-churchilla–polacy-powinni-postawic-mu-pomnik,53859,1,1.html. Historyk sugeruje, że Polacy powinni odwdzięczyć się premierowi UK pomnikiem. Znane są “grzechy” Churchilla, można wymienić kilka: wysłanie na śmierć brytyjskich żołnierzy pod Dieppe w 1942 r., by spełnić oczekiwania Stalina podczas poufnych (także wobec Amerykanów) negocjacji z ZSRR, masakra floty francuskiej stojącej na redzie (operacja Katapulta) z lipca 1940, czy zatajenie udaru mózgu przed opinią publiczną, jakiego doznał podczas wizytacji wojsk angielskich w Afryce. Dlaczego jednak mieszkańcy Coventry mają pretensje do Churchilla za to, że Niemcy zbombardowali ich miasto. Jak napisał Staszek, nie ma tam pomników Churchilla. Przecież Churchill nie był w zmowie z oprawcami hitlerowskimi. Zginęło ponad 500 mieszkańców, to stosunkowo mało w porównaniu z tym, co doświadczały polskie duże miasta. Chłodny stosunek do osoby Churchilla mieszkańców Coventry jest zrozumiały, nie potrafił ustrzec miasta przed ciosem agresora. Natomiast miałby nie być rozumiany chłodny stosunek Polaków do osoby premiera, który nie potrafił ustrzec przed ciosami oprawców swojego sojusznika. Wygląda na to, że Polakom pisany jest los – mają się radować, kiedy są mniej bici lub komuś to bicie (tylko !) się nie podoba. Sam Gilbert zauważył, że Churchill błędnie, tak jak i Roosevelt, traktował Stalina i ZSRR jako normalnego partnera i częściowo mu zaufał. No to za ten błąd Churchilla wdzięczni Polacy wystawią mu pomnik. Myślę, że można wiele dobrego powiedzieć o sir Winstonie, napisał też o tym Staszek, ale brak pomnika też coś powinno znaczyć. Nie ma wątpliwości, że pomniki wdzięczności dla Armii Czerwonej powinny zostać przeniesione do muzeum historycznego, skansenu pseudowdzięczności, co obecnie nie ma miejsca w Polsce, natomiast prezydentowi Stanów Zjednoczonych Wilsonowi nie tylko ulica, ale i niejedno rondosię należy.

  8. Bardzo ciekawy i wiele do tematyki wnoszący wpis p. Podsudeckiego.
    Pokazuje np. że loty nad Warszawę nie były, jak wydwało się Jackowi i wielu jego współczesnym, karmionymi patriotyczną propagandą, samorzutną inicjatywą polskich „gorących głów” w bazie RAFu w Brindisi. Były one akcją, aprobowaną przez alianckie dowództwo. Ja dodałem do tego, że loty odbywały się z osobistym „błogosławieństwem” Churchilla.
    P. Podsudecki pisząc o ” usilnych błaganiach i żądaniach strony polskiej”, czyli żebrzących o pomoc Warszawie, obnaża ich, czyli ówczesnych polskich emigracyjnych mężów stanu kompletne zatracenie i ich niemoc.
    Żebrzący polityk? Czy to wciąż jeszcze polityk???
    Co do casus Coventry. Pisze Podsudecki: „ …nie potrafił ustrzec miasta przed ciosem agresora…”. No… to nie zupełnie tak. On nie tylko nie ustrzegł, ale wręcz poświęcił miasto, by nie wydać wrogowi tajemnicy posiadania rozszyfrowanego kodu. Wiedział wszak ze sporym wyprzedzeniem, że pół tysiąca bombowców Luftwaffe leci nad Coventry i nie uczynił NIC, by ochronić, lub osłabić to uderzenie. Właśnie za to Coventry go „wykreśla”.
    Bo Sir Winston Churchill był strategiem.
    Nie jest mym zamiarem inicjacja procesu beatyfikacyjnego tej nieco otyłej postaci z nieodłącznym cygarem. Chciałbym tylko, byście postarali się zrozumieć motywy jego postępowania i jego politycznych decyzji. Byście choć na chwilę otrząsnęli się z nalotu komunistycznej prop-agitki.
    W czasie obecnym, gdy w Europie Wschodniej wrze, gdy politycy, mężowie (a co z żonami ?) stanu prezentują tak różne poglądy i stanowiska, należałoby może wrócić choć na chwilę do historii. Przypomnieć sobie jego: „ we shall never surrender”.
    I starać się przetłumaczyć sobie to fundamentalne stwierdzenie na język współczesnych realiów.
    A “Podsudeckiemu” serdecznie dziękuję i zachęcam do dalszych wpisów.

  9. Podsudecki says

    Owszem, po 1 VIII 44 zaczęła się polska improwizacja polskich władz na uchodźstwie, ukierunkowana na uzyskanie pomocy dla walczącej Warszawy. Pierwsze spotkanie w tej sprawie miało miejsce 3 VIII – ambasadora Raczyńskiego z Churchillem. Równolegle Prezydent Raczkiewicz wysłał list do króla Jerzego VI oraz telegramował do Roosevelta. Później interweniowali polscy generałowie i politycy u generałów i polityków brytyjskich itd. Nie podpisałbym się jednak pod stwierdzeniami, że była to oznaka żebrania i niemocy. Interwencja u Churchilla poskutkowała natychmiast, skoro już 3 VIII wydał on polecenie dowódcy sił powietrznych UK w rejonie Morza Śródziemnego, Slessorowi, by rozpoczął zrzuty z pomocą dla Warszawy, jak najszybciej. Slessor chciał pomóc, ale nie godził się początkowo na loty z powodów technicznych (przewidywał ogromne straty). Oczywiście, nie on decydował i pierwszy lot miał miejsce już 4 VIII, o czym pisałem w poprzednim poście. W tym czasie Mikołajczyk był w Moskwie, do której to wizyty doszło głównie dzięki uporowi Churchilla wobec Stalina, na usilne prośby i żądania strony polskiej wobec brytyjskiego sojusznika o taką protekcję. Nie mieliśmy wówczas stosunków dyplomatycznych z ZSRR, gwoli przypomnienia. Nie lubię kopać leżącego. Sytuacja Polaków była jak z greckiej tragedii. Każde rozwiązanie było dramatyczne, należało poszukiwać najmniejszego zła. To, że powstanie wybuchło ku zaskoczeniu wszystkich – Brytyjczycy nie byli powiadomieni o zamiarze jego wzniecenia, decyzja zapadła w Warszawie 20 VII i wcześniej nie było ono planowane – wynikało z szerszych okoliczności. Polacy nie zostali powiadomieni o ustaleniach Teheranu wobec Polski przez około rok. Sojusznik, Churchill, nie tylko prowadził wobec nas podwójną grę w tej sprawie (opóźniał reakcję Polaków na wieść o zgodzie Aliantów co do wschodniej granicy Polski po wojnie), ale sam uważał Stalina za sojusznika, który w Teheranie szczerze obiecał niepodległość Polski, jedynie w zmienionych granicach. Jakież było zdziwienie Churchilla, że rosyjskie “tak”, oznacza w gruncie rzeczy “nie”. To właśnie odmowę Stalina na lądowanie samolotów, nawet uszkodzonych, po rosyjskiej, bezpiecznej stronie frontu pod Warszawą otrzeźwiło Churchilla, po latach twierdził, że to wówczas zaczęła się “zimna wojna” znana później z przemówienia w Fulton i powojennych lat. Skoro Churchill nie wiedział, jaka będzie reakcja Rosjan, to co się dziwić Polakom, którzy ustaleń Teheranu nie znali i mogli jedynie intencje ZSRR testować na żywo. Stąd próba ognia na Wschodzie o kryptonimie Burza i później zmiana decyzji w sprawie Warszawy i nadzieja, że Stalin okaże się sojusznikiem na zachód od Bugu. Anglicy i Amerykanie doświadczali rozczarowania, Polacy płacili krwią.
    Co do drugiej kwestii – sprawę mniej znam. Co to za kod ? Jeżeli chodziło o kod Enigmy, to cóż…, dlatego jedni wygrywają wojny, a inni nie. Enigma pozwoliła później na kluczowe zwycięstwa, by wymienić El Alamein w Afryce, lądowanie w Normandii. To jak gra w szachy. Z bólem serca poświęcamy wieżę by zdobyć hetmana, poświęcamy hetmana, by zamatować. Dlatego też, na głównego polityka w czasie wojny nadają się nieliczni. Nie ulega wątpliwości, że “szachistą” polityki na poziomie mistrzowskim był Winston Churchill i dlatego m. in. dzisiaj w Londynie nie ma corocznej defilady zwycięstwa z udziałem weteranów Wehrmachtu, SS i wiernych niegdyś III Rzeszy angielskich jednostek kolaboracyjnych, a także pomników wdzięczności żołnierzom niemieckim wyzwalającym Anglię od imperializmu… (z litości pominę jakiego). Odebranie Enigmy Aliantom, to dodatkowe miliony ofiar i niepewne zwycięstwo. Na marginesie, dopóki Anglicy nie ujawnią nam archiwów w sprawie Gibraltaru, nie spieszyłbym się z pomnikami wdzięczności dla Churchilla. Nie zdziwiłbym się, gdyby Sikorski miał wartość laufra dla interesów Zjednoczonego Królestwa. Jak wiemy, Anglicy światu przyznali się do “polskości” Enigmy dopiero po wstąpieniu Polski do NATO w 1999 r. Natomiast co do archiwów – do teraz nie wiem, jak ustosunkować się do medialnych enuncjacji właśnie z tego okresu (okresu wstąpienia Polski do NATO), że 70 % wiedzy wywiadowczej w posiadaniu Brytyjczyków o Niemcach pochodziło od wywiadu polskiego państwa podziemnego, głównie wywiadu AK i że te archiwa Brytyjczycy po wojnie zniszczyli – gdyby była to prawda, to nie tylko Wielka Brytania mogłaby oszczędzić na pomniku dla chwały polskiego wywiadu, ale także boleśnie realizowana byłaby dyrektywa: nie ważne jak było, ważne kto pisze historię. Przydałby się w kwestii archiwów jakiś przyjazny gest wobec Polski ze strony Wielkiej Brytanii.

  10. No to, jakoś tak z rozpędu i nieco bezwiednie, stajemy się na tym blogu „churchillologami”. W dużej mierze to zasługa „Podsudeckiego”, pełnego wiedzy o tamtych czasach i zdarzeniach.
    Churchill – chciał – nie chciał, wiedział – nie wiedział?.. Pykał sobie swe cygaro i knuł…
    Moglibyśmy długo, i może jeszcze będziemy mieli okazję dyskutować o jego intencjach. Ale i o tym też, kto, kiedy i dlaczego podejmował decyzję rozpoczęcia Powstania właśnie w Warszawie, gdy wiadomo już było, że to samobójcza decyzja.
    Okrągła rocznica Powstania,… niebawem.
    Zgadzam się z Tobą, mistrzu „Podsudecki”, że Sir Winston był szachistą extra-klasy. Przydał by się nam teraz ktoś taki.
    Bo sprawa Ukrainy nie jest ewenementem na skalę tylko lokalną.
    Po II Światowej wiele pozostało stref „gorących”, granic nie do końca uzgodnionych, nacji o niespełnionych marzeniach o samodzielnym, narodowym bycie. Irlandczycy w UK, Baskowie w Hiszpanii, Słowacy w Czechosłowacji, Litwini, Łotysze i Estończycy u sowieckich „Prybałtów”. .. W Jugosławii lały się strugi krwi, nim Serbowie, Chorwaci i Słoweńcy wydobyli się na niepodległość. Kosowscy Albańczycy, by przestali ich rżnąć Serbowie, potrzebowali pomocy z zewnątrz.
    A Ukraina Anno Domini 2014? To jeszcze nieco inny przypadek. Bo państwo ukraińskie już przecież powstało. Uznała je społeczność międzynarodowa. Za decyzję zrzeczenia się post-sowieckoiego atomowego arsenału, zagwarantowano mu nienaruszalność terytorialną (gwaranci: USA, Rosja, UK). Gwarancji udzielono bez jakichkolwiek ograniczeń dotyczących przyszłego zrzeszania się, politycznych sojuszów.
    Więc naprawdę nie jest istotnym, co tam sobie doniecka babuszka przed kamerami TV mamla, nawet jeśli naprawdę tęskni się jej za czasami stalinowskiego sojuza. Może i prawda, że Ruscy lepsze emerytury płacą. A Putin taki przystojny! (Hitler też był „sexy” i oczarował miliony niemieckich podlotków).
    Rosjanie Putina, na oczach całego świata, dokonali inwazji. Naruszyli porządek i zasady ustalone przez społeczność międzynarodową.
    Czy winno im to ujść płazem?

  11. Podsudecki says

    Dziękuję za ciepłe słowa od autora interesującego artykułu. Z mojej strony wątek, zainicjowany przez Staszka, traktuję za wyczerpany, uwzględniając z zasady wąską konwencję blogowych komentarzy. Staszek, w swoim ostatnim poście, poruszył wiele nowych spraw. Nie narzucając innym ram, trzymania się podjętego w artykule tematu, sam preferuję mniejszy rozrzut w dyskusji blogowej, aby nie stracić wątku podstawowego i zgłębić go na tyle, by dojść do jakichś konkluzji. Rozumiem, że 70-ta rocznica zobowiązuje i Staszek (nie wiem kto jeszcze) coś zagai w przyszłości na temat przyczyn wzniecenia powstania warszawskiego. Wówczas na pewno przypomnę nieścisłość, która wkradła się do mojego ostatniego komentarza. Bowiem przeczytałem ponownie własny post i dopiero teraz dostrzegłem błąd, który machinalnie popełniłem. Zafiksowałem się związkiem przyczynowo-skutkowym. Oczywiści, decyzję o powstaniu w stolicy podjęto w Warszawie 21 VII, a nie 20 VII. To ogromna różnica. Zarazem, wyjaśnienie tej zagadki jest argumentem polemicznym wobec tezy Staszka, że podjęto świadomie samobójczą decyzję. Pozdrawiam.

Speak Your Mind

*

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.